niedziela, 19 maja 2013

Numer 116 - Tuxedomoon "In A Manner Of Speaking"

Dziś nietypowo. Pisałem kiedyś, że o wiele bardziej od eksplorowania własnych wspomnień związanych z muzyką interesują mnie historie innych ludzi. Poniżej jedna z nich, przytoczona przez znajomą, z którą i z której mężem przegadaliśmy niejeden wieczór w mieście pełnym oddechów popękanych rzeźb.:

Dawno, dawno temu, kiedy programy do ściągania plików nie miały opcji kontynuowania ściągania, gdy połączenie zostało przerwane, i nie pozostawało nic innego, jak próbować ściągnąć plik od nowa... w czasach, gdy korzystało się z modemów, kiedy łącza były bardzo słabe... w czasach gdy program do ściągania plików nazywał się... hm... Napster? W tych czasach ściągnięcie całego pliku przy łączu modemowym graniczyło niemal z cudem. W momencie, kiedy transfer spadał do zera było prawie pewne, że połączenie zostanie natychmiast przerwane. Pewnej nocy (nocami transfer bywał trochę lepszy) udało mi się znaleźć w czyichś zasobach utwór, którego nigdzie nie można było usłyszeć - 'In a manner of speaking". Samo odkrycie tego utworu u kogoś graniczyło z cudem. Wrzuciłam ściąganie i siedziałam jak na szpilkach, prawie nie oddychając. Początek był niezły, transfer przyzwoity, potem trafiło się kilka momentów grozy, gdy niebezpiecznie spadał. Ostatnie 10% przeczekałam na bezdechu i nagle... utwór się ściągnął! Cały! Była chyba 3.00 w nocy. Obudziłam J. krzycząc, żeby posłuchał, co udało mi się ściągnąć. I puściłam ten utwór. Bardzo głośno.


niedziela, 12 maja 2013

Numer 117 - Chromatics "Back From the Grave"

Jazda samochodem późną nocą po mieście to sama przyjemność - praktycznie zero ruchu, spokój, nie wymagające instagramowych filtrów obrazy za szybą jak otoczona aurą, zamglona nieco sygnalizacja świetlna, neony na wystawach sklepowych, nic tylko zatrzymać się i pstrykać zdjęcia.

Dobór muzyki do samochodu to sprawa niełatwa. W rozmaitych rankingach padają takie tytuły jak "Born to Be Wild" Steppenwolf czy "Looking for The Summer" Chrisa Rea, przy czym ten ostatni jest dla mnie nieodgadnioną zagadką ludzkości - nie wiem, jak taki mulasty kawałek może komukolwiek wspomagać przyjemność z jazdy, natomiast "Born To Be Wild" słuchają chyba już tylko kierowcy tuningowanych Tico. Wiem, jestem niemiły, a o gustach się nie dyskutuje, ale standardowe muzyczne porady w kwestii muzyki samochodowej przyprawiają mnie o palpitacje serca. Siłą rzeczy moja własna muzyka do samochodu musiała być zupełnie inna.

Wczoraj w nocy kluczyłem po prawie pustych ulicach Zurichu i wprawdzie nie miałem Chromatics ze sobą, ale pomyślałem, że to jest właśnie ten rodzaj muzyki, który dla mnie sprawdza się idealnie w tych właśnie warunkach. Oniryczna melodia, delikatne pogłosy, przebijające się przez nie echa imprezy, z której wracaliśmy. I dobrze, że w miarę szybko udało nam się znaleźć wyjazd na autostradę. W przeciwnym razie byłbym pewnie zmuszony przełączyć na - oczywiście jak najbardziej obecnej we wszelakich rankingach piosenek dla kierowców - "I Drove All Night".


niedziela, 5 maja 2013

Numer 118 - Haim "Don't Save Me"

Wszystkiego - to, w moich licealnych czasach, była zdecydowanie najgorsza odpowiedź na pytanie jakiej muzyki słuchasz. Drugą w rankingu złych odpowiedzi był pop, zwłaszcza jeśli byłeś facetem - wtedy nie było ci wybaczone.

Świat się chyba trochę zmienił na przestrzeni lat i dziś oficjalne słuchanie popu nie naraża na ostracyzm, choć może to kwestia wieku, a dziś dzieciaki w liceum nadal nie darują ci, jeśli nie wymienisz składu Comy i najważniejszych singli. Słuchania popu nie ułatwiają mainstreamowe stacje radiowe - typowa playlista nadal zawiera multum kawałków granych od lat na okrągło i mało ogarnięty osobnik może dojść do wniosku, że Depeche Mode nagrali tylko "Enjoy The Silence". Nowości się jednak przebijają i być może Haim już zaistniało wśród szerszego grona słuchaczy. Nie miałbym nic przeciw, bo takie "Don't Save Me" nie może się nie podobać, stylistycznie wyrwą czasową przeniesione prosto z lat 80', chwyta od pierwszego przesłuchania i z miejsca trafia do mojej wakacyjnej playlisty i jest dla mnie prywatnie świetną wymówką - niby słucham czegoś nowego, ale nadal celebruję sobie nostalgię za szczenięcymi latami, nostalgię, którą chyba już naprawdę solidnie przecelebrowałem. Wideoklip przynosi dodatkowo takie smaczki jak ekstatyczny headbanging jednej z dziewczyn (2minuta 14 sekunda chociażby), jakby właśnie wykonywała cover Slayera.

Polityka wypuściła jakiś czas temu test na sprawdzenie przynależności do klasy społecznej. Za muzykę pop zgarniało się o punkt mniej niż za rock, jazz czy alternatywę, najwięcej punktów za klasyczną. Ale czy w obliczu utraty statusu społecznego warto rezygnować z tak odjazdowych kawałków jak "Don't Save Me"? Nie wydaje mi się. Mogę pozostać plebsem.