To był czwarty. Odtwarzacz mp3. Bo innych urządzeń audio/foto/video nie liczę. A drugi zostawiony w samolocie. Najbezpieczniejsze są loty zabukowane do ostatniego miejsca. Wtedy nie mam wyjścia i wkładam wszystko od razu do podręcznej torby. To był dla odmiany bardzo luźny lot, i ten właśnie ten Sony Walkman leżał sobie spokojnie na wolnym siedzeniu obok mnie, a wychodząc zabrałem wszystko poza nim. Proza życia? Niby tak, ale chcielibyście zobaczyć minę mojej żony, gdy na pokładzie zapomniałem jej Nikona, akurat gdy lecieliśmy w naszą podróż poślubną. Na szczęście tamta historia dobrze się skończyła (pani z biura Lost&Found na Okęciu, pozdrawiam!).
No więc, straciłem mp3 playera, a ostatnim medium na jakim mam ochotę słuchać muzyki jest smartfon, w tym względzie jestem uparty i lubię mieć urządzenie pod kątem danej funkcji bardziej sprecyzowane. Podobnie nie robię zdjęć (albo robię je rzadko) telefonami. Pewnie i tak jestem trochę hipokrytą, bo przecież surfuje w necie i gram w Minecrafta PE na IPhonie. No, ale trudno, wyboru nie było - przemogłem się, zainstalowałem Spotify i nawet stworzyłem sobie playlistę offline na wszelki wypadek. Świadomie zrezygnowałem z przerzucania mp3 przez ITunes, bo ilekroć muszę to robić to przysłowiowy ch#j mnie strzela. Pod tym względem Sony bije Apple'a na głowę.
Żal mi tego małego, czarnego Sony Walkmana, ale myślę sobie, że może przysłuży się to komuś, odwiedzie od słuchania Davida Guetty, albo nawróci z przeświadczenia, że Stachursky ma gówniane piosenki (żartowałem... akurat Stachurskiego nie przerzuciłem sobie tego dnia na mp3 playera). Znalazca, uczciwy czy nie, gdy tylko nacisnie play, w pierwszej kolejności usłyszy prawdopodobnie właśnie ten kawałek.
wtorek, 9 kwietnia 2013
Numer 119 - Cocteau Twins "Crushed"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz