Wszechświat zna wiele wsiowych i kiczowatych kompozycji i może faktycznie "Final Countdown" jest jedną z nich, a nawet w ich ścisłej czołówce reprezentując w tym niechlubnym rankingu pluszatą odmianę metalu, ale spróbujcie przekonać do tego zachwycone nią dziecko. W tym wypadku małego chłopca, gdzieś tak w drugiej połowie lat 80'. Mnie.
Wtedy "Final Countdown" = lansiarski, stadionowy klip, który oglądałem za każdym razem, gdy udało się go wyłapać w nielicznych kanałach telewizyjnych. Z dzisiejszej youtube'owej perspektywy to era dinozaurowa, ale tak oniegdaj bywało. Jako dziecko jarały mnie i te klawiszowe pasaże, cały ten patos, rycerskość i uniesienie Joyego Tempesta, którego imienia wtedy nawet nie znałem, obowiązkowe guitar solo pod koniec utworu.
"Final Countdown" to jednak kawałek, który ściśle przynależy do fragmentu mojego dzieciństwa i w tamtych czasach pozostanie na wieki wieków. Fascynacja - krótka i ulotna - minęła, odsłuch po 25 latach od tamtego pamiętnego pierwszego zauroczenia nie przynosi żadnych emocji, ale z piosenką wiąże się jeszcze mała anegdota.
Bedąc na stypendium w Szwecji uczęszczałem na lektorat angielskiego i w ramach pracy domowej zlecono nam opisanie jakiegoś przeżycia z dzieciństwa. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale trochę w kategoriach żartu opisałem "Final Countdown" właśnie, nadając mu dodatkową symbolikę - z jednej strony fascynacja Zachodem uosabiana szwedzkim zespołem Europe udzielającą się małemu chłopcu z komunistycznego kraju, z drugiej kontekst historyczny - final countdown, końcowe odliczanie do upadku systemu, w którym temu chłopcu przyszło żyć. W ten sposób Europe i ich "Final Countdown" po latach nabrali profetycznego znaczenia i stali się bezwiednym nieco bardem Solidarności tamtych lat. Nauczycielka była zachwycona takim ujęciem sprawy i do końca semestru miałem u niej chody.
1 komentarz:
Ehh, jak dziś pamiętam, jak się tego słuchało z kasety "maxelki" za brzdąca. :)
Prześlij komentarz