środa, 20 marca 2013

Numer 120 - Lady Pank "John Belushi"

Rzut oka na tracklisty albumów koncertowych czy bootlegów Lady Pank nie pozostawia złudzeń, będąc fanem znasz srylion wersji "Mniej niż zero" i podobną liczbę "Zawsze Tam Gdzie Ty" czy "Marchewkowego Pola". Ciągle to samo, wałkowane od lat, ale czy można ich winić - do znudzenia powtarzana prawda o tym, że najbardziej lubimy piosenki, które już znamy, znajduje tu swoje kolejne potwierdzenie.

W kategorii popularności "John Belushi" to piąta liga, ale też mniej typowy z ladypankowych kawałków - refren ograniczony do stadionowego zaśpiewu "fałszywy świat", pozwala przenieść ciężar na naprawdę wyśmienitą zwrotkę otoczoną przez powstrzymujące się przed eksplozją - do której i tak ostatecznie dochodzi - spogłosowane gitary. I gdyby całość nie kończyła się najbardziej tandetnym chwytem w dziejach muzyki - wyciszeniem - to byłby to pewnie mój ulubiony numer Lady Pank. Nie trzeba być Einsteinem, żeby odgadnąć, że traktuje on o Johnie Belushim, jego życiu i śmierci - momentami w nieco przeszarżowany sposób - to pretensjonalne nieco "umrzeć, żeby żyć". Kto wie, czy tekst w ogóle by powstał, gdyby Jan Borysewicz nie pokazał Borysewicza Juniora na koncercie z okazji Dnia Dziecka, wskutek czego na zespół wypiął się naczelny tekściarz zespołu - Mogielnicki, a teksty na album "Tacy Sami" powstały przy udziale tuzów ówczesnej sceny rockowej - Grzegorza Ciechowskiego czy we wspomnianym "Johnie Belushim" - Zbigniewa Hołdysa, wtedy jeszcze nie samozwańczego guru.

Żal się trochę robi obserwując zblazowanie współczesnego wcielenia Lady Pank, koszmarne piosenki w stylu "Stacji Warszawa", dawno nieaktualny idealizm i pradawną świeżość. I niby wszystko się może zdarzyć, ale nie róbmy sobie złudzeń: stare marchewkowe pole zaorano, postawiono galerię handlową i jedyną szansą jest odkrycie sposobu na podróż w czasie. W tym wypadku jakieś 25 lat wstecz.


Brak komentarzy: