piątek, 23 marca 2012

Numer 148 - Placebo "Pure Morning"

Pojęcie one hit wonder jest zasadniczo zarezerwowane dla artystów, którzy zabłysnęli jedną piosenką, by potem pogrążyć się w odmętach zapomnienia, próbując, przeważnie bez większego powodzenia, powtórzyć sukces z przeszłości. Ich płyty zalegają półki z przecenami, jeśli już ktoś je tam litościwie rzuci. Bo z reguły jednak nadal coś tam nagrywają, choć ich przekaz dociera wyłącznie do najbardziej zatwardziałych fanów. Historia pamięta takie przeboje jak "The Way" Fastball i bardzo możliwe, że byłem (do czasu wyprowadzki z kraju) jednym człowiekiem w Polsce, któremu chciało się skompletować ich dyskografię. Paradoksalnie, mój prywatny one-hit-wonder znajduję w repertuarze grupy raczej znanej i popularnej, wypuszczającej swego czasu hit za hitem. Moja sympatia do muzyki Placebo zaczyna i kończy się jednak na "Pure Morning", mocnym, hipnotycznym otwarciu ich drugiego albumu. Nic, co nagrali potem, tego jednego utworu nie przeskoczyło. Nie tylko dla mnie. Jeśli Wikipedia się nie myli, mocne, czwarte miejsce "Pure Morning na brytyjskiej liście przebojów w 1998 roku było ich największym dokonaniem.



1 komentarz:

dawrweszte pisze...

Późno wpadam, ale pamiętam ten kawałek. Zobaczyłem klip i od razu kupiłem album. To była całkiem niezła płyta, kupiłem później jeszcze "Black Market...", ale już lubiłem na zasadzie "wydałem kasę to lubię". Ale ten kawałek świetny.