Pierwszy rok studiów. Zajęcia organizacyjne i nieśmiałe, jeszcze nieodwzajemnione spojrzenia w kierunków koleżanek. Świeżo pachnący indeks, legitymacja, wtedy uprawniająca do 50% zniżki (damn you, mr Belka!). Tanie (jeszcze) obiady w Nawojce (lepsze) i Żaczku (gorsze), zupa, kotlet, ziemniaczki, marchewka, groszek, walka o miejsca przy stolikach. Pierwszy kolos, pierwsza poprawka i próby przekupstwa - panie doktorze, a może tak zajęcia na mieście? - albo - mamy pączki i kawę? może kolokwium następnym razem?
Urządzanie pierwszego lokum - tu karimata, bo właściciel na 6 osób dostarczył 3 łóżka, tam brak zasłon, bo i karniszy brak - wskutek czego widok na nasz duży pokój stanowił dla mieszkańców bloku naprzeciwko frajdę porównywalną z pierwszą edycją Big Brothera. Kuchnia pełna słoików, konserw i parówek, TYCH, KTÓRYCH SKŁADU NIE WOLNO GŁOŚNO WYMAWIAĆ, butelki z wodą mineralną, puszki piwa. Testowanie pojemności mieszkania (90 osób na 60 metrach - checked!), wytrzymałości sąsiadów (nowe głośniki kolegi - checked!). Bezsenne noce i senne poranki, nos przylepiony do szyby tramwaju w drodze na uczelnię.
Pierwsza impreza. Przystojny kolega w otoczeniu pięciu dziewcząt z roku, mniej przystojni rozprawiający o zaletach i wadach mieszkania w dzielnicach obsadzonych przez odpowiednio kibiców Cracovii i Wisły. Plastikowe kubki z pseudodrinkami, nieśmiałe podchody do uroczej koleżanki. Pierwsze przyjaźnie, wspólne wypady do ARSa, dyskusje przy imbirowych drinkach brata znajomej, pierwsze wieczory z muzyką skandynawską zainicjowane przez improwizowane koło naukowe.
Nordmann towarzyszył tym ostatnim. Szwedzkie folko-polo uświetniało także niejedną imprezę, przaśne rytmy, bezpośrednie melodie i wokalista z emfazą godną Stachurskyego zachęcały do beztroskiej zabawy, a teraz po latach przywołały dziesiątki pojedynczych wspomnień z tamtego krakowskiego okresu. Siedząc przy drewnianym folk-stole, wsłuchując się w tą boleśnie pretensjonalną, ale zabawną muzykę mogę pogrążyć się w rozpamiętywaniu przeszłości, albo ruszyć upamiętniać teraźniejszość. Wybór należy do mnie.
czwartek, 7 lipca 2011
Numer 175 - Nordman "Vill Ha Mer"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz