Jeśli mając tyle lat, ile mam nadal ekscytują mnie takie postacie jak Tom DeLonge ze swoim Angels & Airwaves to muszę być żywym dowodem na to, że mały chłopiec drzemiący w mężczyźnie naprawdę istnieje.
DeLonge - albo moje wyobrażenie o nim - jawi mi się jako niewyobrażalnie pozytywna postać, wyrosła już z gówniarskiego "it would be nice to have a blow job", który zastąpiła idealistyczną, pewnie trochę naiwną i infantylną w wyrazie, wolą zmieniania świata na lepsze. W słowniku angielskim znajdziemy słówko uplifting i własnie ono idealnie wpasowuje się w kontekst uniwersum Angels & Airwaves, przy okazji maskując troszkę niewygodny fakt, że DeLonge od paru lat nagrywa tą samą piosenkę. Na AbsolutePunk ktoś nawet trzeźwo skomentował, że muzyka DeLonge'a jest jak Taco-Bell, te same składniki zostają podawane pod nową nazwą, ale to cały czas te same składniki.
A mnie może nawet nie wypada już słuchać takich rzeczy, ale czy naprawdę powinienem się sugerować? Mały chłopiec we mnie podpowiada, że nie.
sobota, 13 sierpnia 2011
Numer 168 - Angels & Airwaves "Anxiety"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
O ile od gimnazjum uwielbiałem Blinka tak AVA nigdy do mnie nie trafiali. Pierwsza kapela DeLonge'a w młodzieżowym, punkowym graniu robiła dobrą robotę. Jeśli chce posłuchać jednak czegoś poważnego to zdecydowanie nie stawiam na Toma. :)
Lubię AVA, ale zgadzam się, że poważnej muzyki należy szukać gdzie indziej. A co do Blink - "Neighborhoods" wychodzą we wrześniu i zastanawiam się, co im wyszło po 8 latach, bo singel "Up All Night" brzmi bardziej jak AVA niż Blink.
Prześlij komentarz