piątek, 5 sierpnia 2011

Numer 169 - Box Car Racer "Cat Like Thief"

Jesteśmy subiektywni - reklamował się swego czasu pewien miesięcznik. Ja też jestem subiektywny - nie trzeba dodatkowej reklamy, samo rzuca się w oczy. Piszę o miłości do muzyki, która kiedyś we mnie zakiełkowała i z czasem te kiełki zaczęły rozrastać w przeróżnych kierunkach. Dużo u mnie wtrąceń z życia osobistego, mimo że raczej w formie historyjek opowiedzianych z przymrużeniem oka niż "faktów autentycznych" - nie mam potrzeby zrzucania płaszcza pewnej anonimowości. Nikt mnie też nie postawi na półce obok ludzi naprawdę serio piszących o muzyce i znających temat. I słusznie - emocje biorą u mnie górę i mimo paru - mam nadzieję - wartościowych opinii czy spostrzeżeń - nie roszczę sobie pretensji do opinio twórczości. Stąd zarzuciłem kiedyś tam pisanie recenzji. Niech robią to lepsi.

Po co te tłumaczenia? Z tego względu, że chcąc napisać cokolwiek o "Cat Like Thief" z pełną świadomością chcę spróbować uciec od standardowego subiektywizmu i postawić sprawę obiektywnie jasno - "Cat Like Thief" to nieprawdopodobnie mulasty kawałek serwujący nam takie atrakcje jak irytujący, przepity głos Tima Armstronga, rozciapcianego jak nigdy Toma De Longe, monotonną melodię, gdzie wszystkie instrumenty zdają się lecieć unisono, a i hit hat nie pomaga - przeciwnie, potęguje tylko wszechogarniającą monotonię przez bite 3 minuty, sekund pięćdziesiąt, by w 51 sekundzie tej trzeciej minuty "zaskoczyć" podbitą o parę tonów "solówką" gitary. I zakończyć się wyciszeniem paręnaście sekund później.

I tu dochodzę do sedna. Nie wiem czy wymaga to odwagi, może niekoniecznie, ale nie boję się przyznać, że mimo słabości techniczno-kompozycyjnej "Cat Like Thief", to jeden z moich ulubionych utworów Box Car Racer ever. Jeśli potraficie wygrzebać z pamięci podobny kawałek, który prawdopodobnie lubicie tylko Wy, to Państwo doskonale wiecie o czym ja mówię.



Brak komentarzy: