piątek, 2 grudnia 2011

Numer 159 - Elvis Costello "Kinder Murder"

Czasem zazdroszczę kolegom i koleżankom, pisującym w innych zakątkach sieci, giętkiego języka, zdolności precyzyjnego dobierania myśli w słowa, fajnych metafor i ciekawych skojarzeń. O grach intertekstualnych nie wspomnę. Ja od biedy muszę się posiłkować tymi moimi historyjkami, które w zamyśle mają oddawać nastrój danego utworu, przekazywać pod- czy ponadprogowo jakieś ukryte znaczenia. Ale to w sumie tylko banalne historyjki.

Ta o "Kinder Murder" jest stosunkowo prosta, bo wystarczyło, że wybrałem się na piwo z dawno nie widzianym kolegą. Było też dwóch innych kolegów, których widuję częściej, gwoli ścisłości. Więc wędrujemy po mieście, od knajpy do knajpy, miejsca sobie zagrzać nie możemy. Zimno nie jest, choć to już ponoć zima. Zaczyna robić się późno, kierujemy się więc w stronę dworca. Myślimy sobie, a nuż coś po drodze się trafi. No i się trafia.

Nazwałbym to hacjendą, co ponoć w slangu ulicznym oznacza dom, ale mnie zawsze się kojarzyło z piątej świeżości barem, gdzie starsi panowie wspominają stare czasy, zmęczone życiem panie patrzą smutno przed siebie, a barman, przyduszonymi oparami tytoniu, kiwa jednostajnie głową w rytm muzyki puszczonej ze zdezelowanej maszyny grającej.

Wchodzimy więc, dymu nie ma, odkąd w całej Europie zaczęto zabraniać palić w miejscach publicznych. Barmana też nie. Ale są starsi panowie. I jakaś młoda pani w towarzystwie dwóch panów. W telewizorze podwieszonym na ścianie leci jakiś mecz. W końcu zamawiamy piwo - "Huerlimann x 4, bitte" - siadamy sobie przy drewnianej ławie. I natchnieni magiczną siłą tego miejsca zaczynamy wspominać stare historie z życia.

Parę minut wcześniej melodia z "Kinder Murder" już zaczyna przebijać się w mojej głowie, tak jakbym po prostu musiał wykreować swoją własną ścieżkę dźwiękową do nostalgicznie nacechowanych sytuacji życiowych, jak właśnie ta, tu i teraz, w tej hacjendzie czy powiedzmy barze. W tym właśnie momencie, choć na co dzień tego nie robię, mam ochotę zapalić.

Kolega kończy właśnie opowiadać o rejsie na mazurach. Sięgam po mój kufel piwa, wychylam łyk i ponaglany spojrzeniami kolegów zaczynam opowiadać swoją historię sprzed paru lat.



Brak komentarzy: