Niejednokrotnie to, co przeraża najbardziej, kryje się w zupełnie niepozornych rzeczach. Nie bez powodu to właśnie niewinne melodyjki w filmach grozy potrafią przestraszyć nie na żarty - dźwięki pozytywki, dziecięca kołysanka, odgłosy wesołego miasteczka.
"House of Fun" sprawia wrażenie łączenia obu tych kontekstów, co w jakiś sposób tłumaczyłoby niepokój towarzyszący mi w czasie słuchania tej piosenki. Z pozoru mamy do czynienia z skocznym utworem ska. Pod spodem widzę jednak klowna o czerwonych ślepiach, który szykuje się by urwać komuś łeb.
Madness przypisywano, niesłusznie zresztą, sympatie skinheadowskie. Do dziś pamiętam kolegę z klasy, który przez całe dwa tygodnie szkolnego zimowiska męczył nas puszczaną na okrągło kasetą z muzyką skinheadowską. W pewnym sensie było to o wiele straszniejsze niż wszystkiego czerwonookie klowny tego świata.
wtorek, 14 czerwca 2011
Numer 180 - Madness "House Of Fun"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz