czwartek, 7 lutego 2013

Numer 126 - Cyndi Lauper "Time After Time"

"Jeszcze jedna piosenka, do roboty Lauper" miał ponoć zakrzyknąć producent debiutanckiego albumu wokalistki i tym samym przyczynił się do powstania jednego z największych przebojów wokalistki, zarazem jednej z najbardziej ckliwych ballad lat '80. I mówimy to o naprawdę szczególnym rodzaju wrażliwości: ciężko jednoznacznie stwierdzić czy i ewentualnie gdzie "Time After Time" przekracza granice kiczu, czy ucieka się do tendencyjnych środków wyrazu korzystając z tradycji wszystkich pościelów wszechświat czy może antycypuje teen pop, przy którym nasze koleżanki z klasy płakały ukradkiem patrząc na smagane deszczem szyby, ściskając w ręku wydartą kartkę z Bravo z nieprzychylnym dla nich miłosnym quizem. Sięgnięto tu w końcu po zabójcze skuteczne dla utrzymanych w średnim tempie ballad motywy: spogłosowaną gitarę, cykające hit haty, miarowe, mocno akcentowane perkusyjne rim shoty. Pozostaje jeszcze kwestia autentyczności, a tej - jak głosi legenda - nie brakuje: łza w końcowych ujęciach klipu była prawdziwa. I - jeśli ktoś jeszcze nie dostrzegł - poruszamy się w obszarach miłości nieszczęśliwej, być może klasyka gatunku, bez którego taki Stachursky z pewnością nie byłby taki sam.


Brak komentarzy: