Czasy liceum, pierwsze "poważne" miłości i związki, dyskusje o planach na przyszłość, zmaganie się z trudną rzeczywistością, pierwsze prace wakacyjne i ciągła groźba utraty życia na lekcjach WueFu. Z tym ostatnim wiąże się pewna anegdota. Mecz halowej piłki nożnej, kolega w jednej bramce, ja w drugiej, kolega wykopuje piłkę wysoko w powietrze, piłka przelatuje wysoko nad boiskiem, dolatuje do mnie, przelatuje koło mojego ramienia i wpada do bramki. Kuszczak nie był pierwszy.
Dla tego oraz całej masy innych wspomnień (Chabówka, wyjazd redakcji gazetki szkolnej; pierwsze imprezy osiemnastkowe, płyty z pierwszymi mp3 nagrywane za 25zł sztuka) Jimmy Eat World stanowią tło idealne, bo w całej ich muzyce - łączącej solidne emocore'owe inspiracje z okolic Sunny Day Real Estate z bardziej popowym podejściem do melodii - czuć pewną tęsknotę za minionymi latami nie zawsze błogiej młodości. A wspomnienia mają to do siebie, że przeważnie miło się do nich wraca. Przynajmniej do większości z nich. Jak do tamtego pamiętnego meczu.
środa, 14 lipca 2010
Numer 280 - Jimmy Eat World "Lucky Denver Mint"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz