Zasada, że lepiej dawać niż brać sprawdza się doskonale w muzyce. Przynajmniej dla mnie. Najfajniejsze jest dzielenie się nią, a największą nagrodą pozytywna reakcja kogoś, komu coś do przesłuchania podrzuciliśmy. Tak było z Lali Puna i "Alienation" i nawet bym się nie spodziewał, że ta piosenka tak zakiełkuje w osobie, która wtedy przesłuchiwała zawartość mojego IPoda. Bardzo ważnej dla mnie osobie. Tym większa radość z pozytywnego odbioru tej muzyki.
Muzyka z nalepką Made In Germany prędzej narzuci nam skojarzenia z tamtejszą sceną metalową, czy eurodancem bądź też przyśpiewkami rodem z Bawarii. Lali Puna idzie w mniej zauważalnym dla ogółu szeregu tamtejszej muzyki, mając za sobą berlińską wytwórnię Morr. Na listach przebojów ich nie ma, bo - posiłkując się nazewnictwem z Wikipedii - ich indietronica jest bardzo kameralną, wyciszoną muzyką, która prędzej chwyci za serce w domowych pieleszach niż w Radiu RFM albo Eska. Lali Puna z sampli, syntezatorów, loopów potrafią utkać niesamowite muzyczne pejzaże, które każą nam zapomnieć o stereotypowym, przaśnym obrazie niemieckiej sceny muzycznej. Warto więc zanurzyć się w ich świat i zapomnieć na chwilę o brytyjskiej i amerykańskiej scenie muzycznej. Morr Music ma naprawdę równie dużo ciekawego do zaoferowania.
czwartek, 8 lipca 2010
Numer 281 - Lali Puna "Alienation"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz