W końcu go rzuciłaś. Olewał cię z góry na dół, wolał piwo i kolegów, romantyzm ograniczał się do wypitej butelki wina podczas oglądania jakiejś komedii romantycznej ściągniętej wcześniej z torrentów. Seks trwał około pięciu minut, mniej niż ustawowe piętnaście. A jedna róża w folii na Walentynki to trochę za mało. Chciał dostać kopa w dupę? No to ma.
Zasadniczo i bez względu na to czy się rzuca, czy jest się porzucanym dostaje się w pakiecie masę niefajnych uczuć z rozstaniem powiązanych. Odreagowuje się różnie, upijaniem się, rzuceniem się wir imprez, czasem pracy, czasem studiów, także pisaniem wierszy, piosenek (jak ktoś ma talent). Albo siedzi się z kubkiem herbaty, patrzy na krople deszczu rozbijające się o szybę i słucha smutnych piosenek o miłości. W większości jednak, w początkowym etapie zwłaszcza, czujemy nic innego jak wszechogarniający chaos.
Piosenki o miłości. CKOD interesująco podeszli do sprawy i spróbowali ująć temat z perspektywy kobiety. A konkretnie rzecz biorąc, stawiając się w roli narratora jej przeżyć. W jakim stopniu udanie? Tego, jako facet, nie stwierdzę z całą pewnością. Ale to, co zawsze mi się w "Piosenkach o Miłości" podobało to sposób, w jaki muzyka koresponduje z tekstem - szybkie tempo, szybko wyrzucane z siebie słowa, lekka nerwica gitarzystów w zderzeniu z permanentną dezorientacją bohaterki piosenki.
"Nie wiesz, co myśleć i nie wiesz co robić i nie jest ci dobrze i nie jest ci źle. Chyba nie czujesz, że jeszcze żyjesz, zostaw to wszystko i nie przejmuj się." Tym bardziej, że ten pucaty brunet stojący tuż za Tobą w kolejce po krewetki z przeceny bez przerwy się na ciebie gapi.
środa, 12 stycznia 2011
Numer 221 - CKOD "Piosenki o Miłości"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz