sobota, 19 marca 2011

Numer 199 - Samael "Exodus"

Siedząc już od jakiejś godziny w krzyżowym ogniu pytań, kolejnego na dobrą sprawę mogłem się spodziewać. Mimo to nie udało mi się ukryć zaskoczenia, gdy usłyszałem - jak wyobraża pan sobie swoje upodobania muzyczne za 5 lat?

Nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałem. Muzyka zawsze stanowiła integralną część mojego życia, ale nigdy wyobrażałem sobie wchodzenia w kolejne etapy, powiedzmy, w wielkim uproszczeniu, w oparciu o schemat: piosenki z bajek dla dzieci->pop->rock->soul->jazz->klasyka->marsz pogrzebowy. Wszystko zaczęło się z pewnością od Talk Talk - ich "The Party's Over" był pierwszym albumem, który świadomie przesłuchałem, potem parę lat niezdecydowania - trochę muzyki pop, coś z lat 70' - Electric Light Orchestra chociażby, Mozart, trochę poezji śpiewanej (na jeden festiwal w górach trafiłem nawet z mamą i jej znajomymi) i dziecięca fascynacja Elektrycznymi Gitarami - na ich piosenkach uczyłem się grać pierwsze proste akordy. Potem duża niechęć do Pink Floyd, sceny z filmowej wersji "The Wall" generowały śniące mi się po nocach koszmary.

Duży przełom w odbiorze muzyki nadszedł przy "So Much For The Afterglow" - płycie, która po dziś dzień zajmuje honorowe miejsce w mojej skromnej kolekcji. Od czasów pierwszego przesłuchania Talk Talk nie czułem takiego dreszczu emocji. Jeden przełom pociągnął kolejny - o ile do tej pory taplałem się w płyciźnie, to teraz zanurkowałem głęboko w ocean muzyki. Przyszedł czas na punk, post-punk, britpop, aż wreszcie na ciemną stronę mocy - mroczne odmiany metalu, czarne bluzy z paniami w wannach pełnych krwi i przyszywane przez babcię naszywki. Gdzieś w tym wszystkim zaplątał się gotyk, zimna i nowa fala i elementy folkowo-hiphopowe (Beck).

Pierwszy rok studiów to chwilowy romans z rockiem progresywnym i ponowne odkrycie starej kolekcji kaset taty, płyt Yes, Genesis, King Crimson, Marillion, a potem już nawrót do post-rockowych klimatów, post punku, folku. To wszystko chwyciło się za rękę z elektroniką, shoegaze, jazzem, a kolejne lata dorzuciły kolejne nazwy, style, podstyle, muzykę prostą i także muzykę uznawaną za "ambitną". Gubię się w samym myśleniu o nich, co dopiero w ich wyliczaniu.

- Więc, jak wyobraża pan sobie swoje muzyczne upodobania? - ponowiła pytanie niecierpliwa pani z kadr. Ocknąłem się. Zrobiłem w głowie krótką kalkulację i trzymając się starej reguły - historia kołem się toczy - odpowiedziałem pytaniem: - mają tu Państwo Youtube?



Brak komentarzy: