Niewielu jest artystów, których dyskografię połykam w całości, co do nuty, bez kwaśnego grymasu na twarzy w jakimkolwiek momencie. Nawet moi ulubieńcy z Everclear - mimo mojej ogromnej sympatii do nich i skrajnie subiektywnego stosunku do ich muzyki - nie łapią się do tej grupy. Obudzony w środku nocy wymieniłbym z miejsca z pewnością jedną nazwę.
Talk Talk. Pisałem już o nich w jednym z pierwszych postów. Nie ma chyba zespołu, w którym pełniej odnajdowałbym to, co w muzyce dla mnie ważne i wartościowe pod względem artystycznym, jednocześnie dostając wszystko, czego oczekiwałbym na poziomie emocjonalnym, pretensjonalnie może nadając tej muzyce nowe znaczenia w kontekście różnych historii z życia. Biorąc pod uwagę stylistyczny rozstrzał między pierwszą, a ostatnią płytą kwartetu zaskakuje mnie, że nigdy nie odczuwałem różnicy w tej drugiej warstwie - forma ekspresji zmieniała się, ładunek emocjonalny pozostaje dla mnie ten sam.
Nie mnie omawiać Talk Talk, ich rozwój, wpływ ich muzyki na innych, niuanse poszczególnych płyt. Zainteresowanych kieruję do świetnego przeglądu opublikowanego na portalu Screenagers. Dla mnie Talk Talk zawsze pozostaną zespołem, który samodzielnie odkryłem dla siebie jako pierwszy i który towarzyszył mi w pierwszych latach życia. I nie wyobrażam sobie, by wiosny nie przywitać inaczej jak utworem z wydanego w 1986 roku albumu grupy - "The Colour Of Spring".
środa, 23 marca 2011
Numer 197 - Talk Talk "Living in Another World"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz