Nie będę kłamał, nie pamiętam czy doczekałem w kinie końca napisów końcowych. Może raz, dwa, góra. Chyba na "Pasji". Ale wtedy cała sala kinowa siedziała wmurowana w fotele i nawet wojującemu ateiście głupio byłoby wyjść. Chyba jeszcze na "Jurrasic Park", ale to było wyjście szkolne i nam kazali. Plus mój kolega płakał - wzruszony muzyką i chyba także losem dinozaurów.
Wysiedzieć na tych nieszczęsnych napisach końcowych z jednej strony wypada - ktoś się w końcu postarał, by zapewnić trochę mniej lub bardziej intelektualnej rozrywki i warto by było zobaczyć kto zacz. Z drugiej obsługa kina sprawy nie ułatwia - ledwo co zobaczymy ostatnia scenę, a światła lamp brutalnie wyrzucają nas z filmowej rzeczywistości. Niekiedy na naszą korzyść - vide po filmach typu "najwspanialsza polska komedia ostatnich lat". A czasem tylko połowicznie - jak po smutnym "Winter Passing" z Zooey Deschanel, gdzie refleksja i przygnębienie zostaje jeszcze parę godzin po seansie. Dużo jest jednak takich filmów, na których siedzimy naprawdę do końca? Chyba niewiele.
Pomarzmy więc. Sala kinowa, końcówka filmu, taka, banalna może, scena: bohater z zarzuconą na ramię torbą opuszcza miasto, w którym amerykański sen się nie spełnił, dziewczyna go rzuciła, deszcz mu się na głowę leje, ale on pozostaje w zgodzie z samym sobą i nie ma sobie za złe przegranej. Wchodzi gitara i równo nabijany rytm perkusji, słychać śpiew i słowa ""It coulda been good, it coulda be something special, it may have had real potential, it never could show...". I nawet zapalone już światła i karcący wzrok pani z obsługi czekającej, aż ostatni gość opuści salę, nie byłby w stanie nikogo wygonić. Wszyscy siedzieliby aż do ostatniego z ostatnich z tych cholernych napisów, a zrodzona z przejęcia i ekscytacji gęsia skórka miarowo wędrowałaby po ich ciele.
wtorek, 15 marca 2011
Numer 201 - The Dismemberment Plan "Following Through"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz