niedziela, 7 lutego 2010
Numer 354 - Converge "Disintegration"
Zaczyna się od sugestywnie poprowadzonych partii gitarowych, miarowo nabijanego rytmu. Potem dochodzi stłumiony wokal, który nagle przechodzi w wściekły, pełen rozgoryczenia krzyk otoczony wszechobecnym dźwiękowym brudem i już nie ma wątpliwości - to nie jest utwór, który poprawi nastrój czy umili niedzielny poranek. Reinterpretacja Cure'owskiego "Disintegration" jest potężnym krzykiem rozpaczy, w którym nie ma miejsca na wiarę, nadzieję i miłość. Przyrównać to można tylko do "Requiem dla Snu", filmu po którym spokojnie spać się nie da. Paradoksem byłoby nazwanie tego utworu jednym z moich ulubionych. Mimo przeogromnego ładunku emocjonalnego i niewątpliwej wartości artystycznej, to nie jest coś, do czego chce się wracać.
Posłuchaj tylko raz: Converge "Disintegration"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz