wtorek, 16 marca 2010

Numer 327 - The Cult "Nico"

Pierwszy raz usłyszałem "Nico" w charczącym radiu, na szóstym piętrze bloku przy ulicy Wielickiej w Krakowie, w którym wówczas pomieszkiwałem. To był pierwszy rok studiów, było nas sześciu, a w każdym z nas inna krew. W oknach nie było firanek ni zasłon (bo nie było karniszy), łóżek było trzy, mój pokój (pokój?!) potrafił jednak mimo swoich mizernych rozmiarów utulić do snu około dziesięć osób po jednej z naszych imprez. W kuchni stała mała lodówka, wypchana słoikami z przetworami owocowo-mięsnymi, które przygotowywały nam nasze mamy. W łazience woda ledwo co ciekła, ale dawało się umyć. W dużym pokoju graliśmy w karty i robiliśmy głupie miny do ludzi z bloku naprzeciwko i w tym jednej dziewczyny, która parę lat później została żoną jednego z moich ówczesnych współlokatorów. Odbieraliśmy też pirackie radio z Prokocimia, był też plan małej prowokacji, wykonania telefonu do tejże stacji i wykrzyknięcia nazwy drużyny piłkarskiej, która delikatnie mówiąc, raczej w tych rejonach lubiana nie była. W zimę urządziliśmy bitwę na śnieżki i jakaś pani z psem na nas nakrzyczała. A po północy w Sylwestra/Nowy Rok pobiegliśmy z szampanem do pobliskiego McDonalda, złożyć życzenia paniom kasjerkom.

Wiem, treść "Nico" ma się do powyższego jak pięść do nosa. Ale przywołuje zaskakująco dużo wspomnień, a biorąc pod uwagę zagrożenie, jakie wówczas występowało ze strony osiedlowych dresiarzy, określenie "pięść do nosa" jest tu wyjątkowo dwuznaczne.



Posłuchaj The Cult "Nico"

Brak komentarzy: