"Gunter glieben glauchen globen" - huknęło z głośników u sąsiada. Chwilę później - gdy pojawiło się "give it to me baby" - wiedzieliśmy już co jest grane, nasz sąsiad - dotychczas fan raczej eurodanceowych brzmień - pokochał nowy zespół. The Offspring trafili pod strzechy - podsumował mój tata.
Parę lat wstecz, siedząc na werandzie domu z widokiem na Giewont w trakcie wakacji spędzanych z rodzicami i bratem, z zaciekłością godną mistrza olimpijskiego próbowałem przedrzeć się przez warstwę szczelnej folii, by dobrać się do świeżo zakupionej kasety zespołu - "Ignition". Było to w czasach, gdy moi kumple wałkowali na okrągło "Smash" z hitowym "Come Out And Play", a The Offspring stanowili drogowskaz dla sporej grupy nastolatków. W moim przypadku zaprowadziło mnie to nie tylko do pokaźnego katalogu Epitaph - macierzystej wytwórni zespołu, ale dało mi motywację do poszukiwań muzycznych na nieznaną dotąd skalę i definitywnie odcięło mnie od tej części społeczeństwa, która słucha "wszystkiego" albo "tego, co leci w radio".
"Dirty Magic" to chyba pierwszy kawałek, jakiego nauczyłem się grać na gitarze w całości ze słuchu. Po dziś dzień mam sentyment do tej świetnej w swojej prostocie frazy gitarowej i historii o femme fatale. A mając naście lat słuchałem tego namiętnie, gdy dostałem kosza od koleżanki z równoległej klasy.
środa, 27 października 2010
Numer 246 - The Offspring "Dirty Magic"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz