- Napierdalać! Napierdalać! - ryczy ubrana na czarno sala mało subtelnie wywołując na scenę gwiazdę wieczoru - folk metalowy skład Eluveitie. Wchodzą więc piekielnie ostre riffy, perkusista zapodaje ostry, ocierający się o blackmetal, rytm, ubrana na czarno dziewczyna dołącza się z grą na skrzypcach, druga dzierży w rękach instrument, którego pochodzenia i nazwy mogę się tylko domyślać.
Mój tata stoi jak zaczarowany. To jedna z jego ulubionych kapel i pierwszy od lat koncert. Zrobione kilka chwil wcześniej wspólne zdjęcie z wokalistą tylko dodaje uroku całemu wieczorowi. Mój brat wysyła smsa koledze - chcesz wiedzieć jak wygląda piekło? . Ja z kolei uciekam myślami do innego koncertu. Bydgoszcz, parę lat wcześniej. Lo Fi Festiwal. Chudy koleś w bluzie z kapturem i czapeczce z daszkiem i towarzyszący mu kumpel, o aparycji pokręconego brata panny młodej z Kac Vegas. Dwie gitary. Elektryczna i elektroakustyczna. Zero bitów, zero klawiszy. Z genre folk-metal zostaje tylko przedrostek folk, skromna, wyciszona czterdziestominutowa porcja muzyki. W czasie występu cisza, potem mocne oklaski. Wyraźnie wzruszony bohater wieczoru dziękuje za zaproszenie i da się wyczuć, że to nie tylko kurtuazja.
- Tegernako - wydziera się wokalista Eluveitie i tym samym zapowiada ulubiony utwór taty. Pod sceną kotłuje się tłum, my trochę z tyłu, w bezpiecznej odległości, acz mamy dobry widok. Koncert powoli się kończy. Eluveitie dziękują publiczności i cieszą się, że spodobał jej się ich fucking folk-metal. Ja widząc zadowoloną minę taty, cieszę się jeszcze bardziej.
poniedziałek, 11 października 2010
Numer 252 - Southerly "A Course Design"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz