czwartek, 25 listopada 2010

Numer 236 - The Gathering "On Most Surfaces"

Ja wiedziałem, że tak będzie. Musiałem wczoraj z rana dostać zimnymi, zmieszanymi z kroplami deszczu płatkami śniegu i tnącym jak sztylet podmuchem wiatru po pysku, żeby przypomnieć sobie o piosence, która towarzyszy mi każdej zimy od dobrych 10 lat.

Z zim to najgorsza była chyba ta w 2006, gdy impreza sylwestrowa była o krok od całkowitej porażki. Cóż to się wtedy nie działo, miasto zasypane, autobusy nie kursowały, drogi poblokowane, goście nie mieli jak dojechać, na przystankach wrócono chyba nawet na moment do tradycji grzania się przy rozpalonym koszu na śmieci. Problem zaczynał się przy tych plastikowych, smród jak cholera, ale ciepło to było. W telewizji niepokojące komunikaty o kolejnych wypadkach, stłuczkach i bójkach w kolejce po szampana cin cin. Zima oczywiście zaskoczyła wszystkich, tym razem nie tylko drogowców.

Dziś po śniegu ani śladu, chłodniej jakby, ale z wczorajszej zimowej ofensywy nie pozostało praktycznie nic. Do kiedy? Tego nie wiem, więc lepiej zmienię już opony na zimowe i kupię tą czapkę z "psimi" uszami, którą parę dni temu widziałem w sklepie.



Brak komentarzy: