czwartek, 13 maja 2010

Numer 308 - Editors "Papillon"

Nie od zawsze lubiłem jeździć samochodem. Szczerze mówiąc, nie czułem się specjalnie komfortowo za kierownicą i raczej średnio podniecała mnie perspektywa przemierzania kolejnych kilometrów jakimkolwiek pojazdem i stres związany z przymusem odwiedzin w krainie rond, skrzyżowań i dróg, gdzie odsetek debili jest prawdopodobnie wyższy niż w każdym innym miejscu planety.

Lubiłem za to jeździć jako pasażer, męcząc kierowcę przygotowywanymi przeze mnie, na dłuższe trasy, składankami. Kwestia doboru muzyki w samochodzie jest dość delikatnym tematem, bo to, co podoba się nam, niekoniecznie zapewnia komfort jazdy kierowcy, a słuchanie w nocy mixu "Lullabies from all over the world" może się skończyć w rowie lub na drzewie.

Przyszedł jednak taki czas, że bariera niechęci do samochodu pękła, a z czasem bardzo polubiłem jeżdżenie i czerpię z tego sporą satysfakcję. No, może jazda po mieście w korkach i uważanie na wspomnianych debili są mniej przyjemne, ale bardziej wkurzają niż stresują. Przy okazji powraca odwieczne pytanie, czego słuchać za kierownicą. W sumie, wszystko zależy od warunków, w korku i "November Rain" Gunsów da radę, bo jadąc 5km/h dynamiczny utwór tylko by nas irytował. Ale już w trasie zupełnie odwrotnie.

"Papillon" to taki autostradowy kawałek, prosta droga, bez dziur (hahahahaha), delikatnie dociskamy pedał gazu (do 130km/h, nie więcej!) i przed siebie, wsłuchując się w głos Toma Smitha i zerżnięty z Eurythmics motyw klawiszowy. Włączę sobie to dziś w drodze do Zakopanego. O ile dziewczyna mi pozwoli.



Posłuchaj: Editors "Papillon"

Brak komentarzy: