niedziela, 28 października 2012

Numer 134 - Sheryl Crow "On The Outside"

Nawet jeśli cała idea ścieżek dźwiękowych do filmu zawierających piosenki niby nim inspirowane, acz z rzadka występujące w danym obrazie jest mocno naciągana, to nie da się ukryć, że dawało się tam utrafiać prawdziwe perełki. Kiedyś miało to jednak swoją cenę.

W pre-internetowych czasach nie było zmiłuj, chciałeś mieć jeden kawałek, płaciłeś za cały album. Tym oto sposobem w 1997 roku stałem się uboższy o 49.90zł kupując soundtrack do "Krzyku 2", tylko po to by uzupełnić zgromadzoną dyskografię Everclear o utwór "Swing". Na podobnych zasadach kupiłem soundtrack do "Permanent Midnight" - filmu, którego do dziś nie oglądałem, ale który dał światu jedną z najlepszych kompozycji Arta Alexakisa.

"Songs in the key of X" nabyłem tylko i wyłącznie w wyniku fascynacji serialem Archiwum X, więc nie była to stricte muzycznie umotywowana transakcja. I oczywiście, w pierwszych paru dniach odsłuchów rzadko wychodziłem poza indeks numer 1 - klasyczny motyw z serialu. Potem jednak posłuchałem dalej i natrafiłem na Sheryl Crow. I okazało się, że "On the Outside" jest nie tylko ciekawe, ale autentycznie pasuje do otoczki serialu, nie sprawia wrażenia wyrwanego z kontekstu, co mogłoby mieć miejsce, gdyby trafił tu taki "All I Wanna Do", o późniejszym "Soak Up the Sun" nie wspominając. To był chyba jeden jedyny raz, kiedy Crow mnie zaciekawiła.

Lata mijały, kaseta się zdarła, producenci serialu zdołali zgorszyć publikę redukując rolę Muldera i wrzucając nijakiego agenta Doggeta oraz fundując im bezsensowne zakończenie w sezonie 9. Sentyment pozostał, kupiłem więc na allegro ten sam soundtrack w wersji cd, mimo, że w wersji mp3 był już od dawna dostępny i urządziłem maraton paru pierwszych sezonów, celowo pomijając odcinki o spiskach rządowych i obcych, których nigdy nie byłem fanem. Bo o ile serialowa teoria o UFO nadal wydaje mi się nieco naiwna, to od czasu odcinka o człowieku-potworze z kanałów, stałem się nieco ostrożniejszy przy korzystaniu z publicznych toalet.





.

poniedziałek, 22 października 2012

Numer 135 - ...Trail Of Dead "Worlds Apart"

Moja żona - jak chyba każda kobieta - w czasie ciąży miała smaki, miałem więc smaki i ja, co skończyło się dla mnie na +10 do pulchności i teraz nie tylko mógłbym podkładać głosy niedźwiedzi w bajkach, ale nawet je grać. Mea pulpa. A to tylko mały kamyczek do ogródka z tak zwanym weltszmercem.

Weltszmerc to stan niby pokrewny różnym depresjom. Łapiesz go właściwie bez większego powodu i nie do końca ma to jakieś sensowne podstawy. Właściwie nie ma żadnych, życie jest w końcu fajne, a wiele osób ma gorzej i nie narzeka jak ty. Ale de facto nie chodzi o przyczyny stricte materialne, a duchowe - starzy znajomi się oddalają (w sensie dosłownym, emigracja robi swoje), twoja znajomość języka jest nadal gorsza niż tubylca i co bardziej gorsza - gorsza pozostanie. Zapomniałeś odmrozić kurczaka i teraz masz zamiast obiadu kostkę lodu, która zalewana ciepłą wodą próbuje odtajać i wkurwia cię myśl, że parę miesięcy temu twój kumpel nie przyszedł na twój kawalerski. I powiedziałbyś mu "hey, fuck you, man", ale nie odbiera telefonu. Nadal nie zrozumiała(e)ś idei weltszmercu? To nic innego jak wszystkie poniedziałki każdego tygodnia, każdego roku twojego życia zebrane w jedno i uderzające z całą mocą swojej poniedziałkowej beznadziejności.

Świat się kończy, a tobie pozostaje słuchanie tylko gorzkiej do cna muzyki i zrobienie sobie herbaty z konfiturami. Ale luz, wiesz już, że nie tylko Obama ma słabsze dni. A poza tym, jutro jest wtorek.


niedziela, 7 października 2012

Numer 136 - TV on the Radio "Dreams"

2004 to zaledwie 8 lat różnicy od obecnego roku, ale w sferze odbioru muzyki mówimy już o epoce dinozaurowej. W pamiętnym roku 2004 nadal mozolnie przegrywałem muzykę (także z mp3) na kasety i dawało to mi niekłamaną satysfakcję oraz wymagało pewnej dyscypliny.

Stworzenie sensownej składanki na podróż (a nie wyobrażałem sobie podróżowania bez muzyki) zajmowało dokładnie tyle czasu, ile miała ona trwać, a każdy błąd kosztował powtarzanie nagrywania od początku utworu, było jak z saperem, mogłeś pomylić się tylko raz. Miałem już jakiś przenośny odtwarzacz cd, ale każdy kto miał z nimi styczność wiedział jak potrafiły reagować na wstrząsy. Były rzecz jasna te systemy antywstrząsowe, ale mówimy tu o polskich drogach. One potrafiły poradzić sobie z każdym systemem. Kasetowe odtwarzacze były drogoodporne.

Pisałem już kiedyś o satysfakcji z odgrzebywania starych składanek, czy to cd czy kasetowych. Tych kasetowych nie mam już praktycznie na czym odtwarzać - będę musiał chyba zaopatrzyć się w coś na allegro. Z mp3 jest niby o wiele lepiej - miałem Ipoda (uprał się), mam kolejny odtwarzacz Sony i smartfona, ale jakoś nie wyobrażam sobie bym za kolejne 8 lat odczuł podobną radość ze znalezienia starej mp3, jak z wyszperania starej kasety. Muzyka to jednak byt bardziej wirtualny niż rzeczywisty i czy braku fizycznego nośnika będzie komuś kiedyś żal? Mnie chyba tak.

"Dreams" Tv On The Radio to fragment jednej z ostatnich takich kasetowych składanek. Nagranej jako podkład do podróży autokarem do Hannoveru, notabene, to była chyba jedna z moich ostatnich autobusowych wypraw długodystansowych, potem ten środek komunikacji został zastąpiony przez samoloty i pociągi. Minorowe "Dreams" zamknęło mimowolnie jakiś etap. All your dreams are over now? W kwestii nagrywania kasetowych składanek chyba tak.