poniedziałek, 31 maja 2010

Bo każda strona A ma swoją stronę B

A Guide To My Music - B-Sides to nowy cykl i trochę inna strona medalu; B-side'y czyli to wszystko, co nigdy, z pewnych względów, nie trafi na a guide to my music.

sobota, 29 maja 2010

Numer 297 - The National "Bloodbuzz Ohio"

Początkowa euforia i chęć odkrywania nieznanego ustępuje refleksji, że cholernie dużo z dotychczasowego życia zostało oddalone o setki kilometrów, a ta odległość potęguje tęsknotę za tym, co wcześniej było tak oczywiste, że aż niezauważalne. Czas mija i jakoś udaje się zasymilować i powoli przyzwyczajać do nowej sytuacji, ludzi i miejsc, ale ta tęsknota nigdy nie znika. Jednak powrót do domu już nigdy nie będzie powrotem do miejsca, które znaliśmy. Miasto, które było naszym miastem urodzenia i miejsca, które znaliśmy, nie będą już takie same, a ludzie, którzy byli naszymi przyjaciółmi, będą mieli swoje życie.

"Bloodbuzz Ohio" opowiada dla mnie o braku własnego miejsca i właśnie tej tęsknocie za domem, gdzie nasze wyobrażenie, a raczej wspomnienie o nim, jest tak bardzo różne od rzeczywistości. A ten smutny, czarnobiały videoklip, kojarzy mi się z pamiętnym klipem do "Enjoy the Silence".

Posłuchaj: The National "Bloodbuzz Ohio"

piątek, 28 maja 2010

Przerywnik weekendowy - Arkarna "Future's Overrated"

Nostradamus niby potrafił przewidywać przeszłość. Ja też potrafię, przynajmniej swoją. W najbliższy weekend będę pływał, słuchał dobrej muzyki, jadł krewetki, pił dobre wino (bo życie jest za krótkie, żeby pić marne wino, jak śpiewał Krzysztof Krawczyk), oglądał ostatni odcinek How I Met Your Mother, podziwiał przyrodę, czytał "Pod Kopułą" Kinga i cieszył się słonecznymi, ciepłymi dniami, wolnymi od wszelkich trosk. A tak w ogóle to future's overrated.


Posłuchaj: Arkarna "Future's Overrated"

czwartek, 27 maja 2010

Numer 298 - Madonna "Dear Jessie"

Może to za sprawą nastroju - rodem z muzyki Kate Bush - może za przypomnienie dzieciństwa, a może z przekory "Dear Jessie" jest moim ulubionym utworem Madonny. Ta walczykowata, urocza kołysanka zabiera mnie w czasy, gdy śniły mi się latające różowe słonie, gadające psy, a najbrutalniejszą bajką, jaką oglądałem był Scooby Doo. Madonna - co ciekawe i umykające chyba czasem uwadze - potrafiła dotrzeć do cholernie szerokiego grona odbiorców, nagrywać kojące "Dear Jessie", by potem przywalić z grubej rury "Eroticą" i dostać pierwszą w swojej karierze nalepkę Parental Advisory. Mówienie o niej jako o nieprzeciętnej, wielopłaszczyznowej osobowości zakrawa na truizm, więc ograniczę się do stwierdzenia, że do mniej zawsze mocniej przemawiała ta wyszczekana, zadziorna Madonna sprzed wielu lat, niż ta trochę zbyt wyrachowana i zbyt przewidywalna kobieta, jaką jest obecnie.

- Time goes by so slowly - śpiewa Madonna w jednym z przebojów ostatnich lat. Pobożne życzenie. W końcu po "Dear Jessie" i Scooby Doo, przyszły mroczne i brutalne Wojownicze Żółwie Ninja, ale to już zupełnie inna historia.


Posłuchaj: Madonna "Dear Jessie"

środa, 26 maja 2010

Numer 299 - Temple Of The Dog "Hunger Strike"

Pamiętam, że najbardziej lubiłem tą cienką, flanelową koszulę w grafitowo-czarno-szare kwadraty. No i te moje znoszone, czarne trampki. Na tej koszuli znalazło się zresztą potem kilka plamek krwi, po tym, jak oberwałem od jakiegoś nadpobudliwego skina, któremu nie spodobał się, kryjący się pod spodem T-shirt Smashing Pumpkins. Był rok 1996, a ja odkrywałem dla siebie grunge.

Nigdy nie zasłuchiwałem się w Pearl Jam, miałem tylko chwilę fascynacji Soundgarden, ale Temple Of The Dog - mimo, że będący wyłącznie jednorazowym projektem - kupił moją nastoletnią duszę i poraził potężnym ładunkiem emocjonalnym. Album nagrany w hołdzie zmarłemu przyjacielowi nie mógł zresztą być wyprany z emocji. I czuć to w każdej sekundzie tej płyty i każdej sekundzie "Hunger Strike". "Hunger Strike" budzi też sentyment za tamtymi szkolnymi, niepozbawionymi trosk, ale bardzo ważnymi dla mnie latami. Niestety, dni, miesiące i lata płyną nieubłaganie, a czasy, kiedy chodziło się we flanelach, wytartych jeansach i trampkach minęły bezpowrotnie. Gdzieś na dnie szafy, w mieszkaniu moich rodziców leży pewnie tylko ta stara, flanelowa koszula.


Posłuchaj: Temple Of The Dog "Hunger Strike"

wtorek, 25 maja 2010

Numer 300 - Fucked Up "Black Albino Bones"

23 Czerwca 2010, godz.17:00: jak podaje PAP, narastająca od końca kwietnia panika związana z nagłą zmianą światowych trendów z metro na rzecz retro-seksualizmu sięgnęła punktu kulminacyjnego. Tłumy mężczyzn wyległy dziś w południe na ulice paląc płyty Lady Gagi, The Black Eyed Peas i Jamesa Blunta. Na stosie lądują też kolorowe szaliki, spodnie rurki, kolorowe sweterki w serek, zestawy do pielęgnacji twarzy i żele pod prysznic. Zdemolowano wiele sklepów odzieżowych, a magazyny dla modnych mężczyzn stanęły na progu bankructwa. Jednocześnie sprzedawcy koszul flanelowych oraz kurtek jeansowych i tych z podrabianej skóry odnotowali rekordowe w historii zyski. Singel "Fireflies" Owl City został zdjęty z anteny wszystkich światowych stacji radiowych, po tym jak radykalny odłam byłych fanów metro-mody zagroził zdetonowaniem bomby w dziesięciu wybranych centrach handlowych. Znana ogólnopolska telewizja wyemitowała dziś wstrząsający odcinek popularnego talk-show, w którym zrozpaczone i załamane kobiety opowiadają o tym, jak ich kochane misie-pysie zmieniają się w dzikie potwory, rozrzucające po mieszkaniu skarpetki, nie zamykające klapy od wc, jedzące golonkę z włosami i używające wody kolońskiej marki "Brutal". W wielu krajach wprowadzono stan wyjątkowy. Premier RP rozważa zamknięcie granic i przestrzeni powietrznej na czas kryzysu oraz wprowadzenie całkowitego zakazu muzyki lat '80 dla uspokojenia nastrojów społecznych.

23 Czerwca 2010, godz. 22:00: wiadomośc z ostatniej chwili, na pierwsze miejsce wszystkich ważniejszych list przebojów na świecie wskoczył kawałek "Black Albino Bones" kanadyjskiej grupy Fucked Up. Wokalista grupy stwierdził, że to doniosły moment dla całego hc punku i cieszy się, że to właśnie jego utwór zmiótł z eteru całe to metroseksualne badziewie, którym świat był karmiony przez ostatnie kilka lat.

Posłuchaj: Fucked Up "Black Albino Bones"

poniedziałek, 24 maja 2010

Numer 301 - Panda Bear "Comfy In Nautica"

Na błękitnym niebie wesoło świeci słońce, termometr wskazuje 27 stopni w cieniu i zapewne się nie myli, bo tekturowe pudełko z lodami Ben&Jerry's zaczyna powoli pokrywać się lekką warstwą wilgoci. To znak, ze czas sięgnąć po łyżeczkę i dokończyć dzieła zniszczenia planu dietetycznego na ten tydzień, zanim po słodkim przysmaku z czekoladą, karmelem i orzeszkami zostaną tylko orzeszki i mokra breja. Obok stoi pusta szklanka z cytryną na dnie, wcześniej była tam także zimna woda mineralna, ale się skończyła, a mnie tak strasznie nie chce się wstawać z leżaka i ruszyć do lodówki. Może jak ktoś mnie odwiedzi, to poproszę, żeby mi przyniósł. Ale to by z kolei oznaczało, że musiałbym się tak czy siak zebrać i otworzyć drzwi. Chyba, że rzucę klucze z balkonu. To jest myśl. Zakładam okulary przeciwsłoneczne, znów opalę się na pandę, ale co tam. Myślę o chłodnej wodzie - takiej do picia i takiej, w której chciałbym się teraz zanurzyć. W myślach pojawia się wielki basen, najlepiej taki z korytami, z regulowanymi sztucznymi prądami, które nosiłyby mnie wkoło bez przerwy, a ja leżąc na plecach, dalej bym się się zastanawiał, czego mógłbym dziś jeszcze nie robić.


Posłuchaj: Panda Bear "Comfy In Nautica"

niedziela, 23 maja 2010

Numer 302 - The Go! Team "My World"

Siedzę na werandzie domu na wsi na Podhalu, który kupiłem kilka lat wcześniej. Przed domem bawią się dwa golden retrievery, świeci słońce, sąsiad macha do mnie przyjaźnie zza płotu. Na stoliku stoi szklanka wody mineralnej z cytryną, obok stolika duże pudło. W pudle rzeczy, które zbierałem od lat: pocztówki, listy, stare bilety, różne drobiazgi, które dostawałem od różnych ludzi, zdjęcia, stare cd. Jedno z nich opisane jest "Składanka - maj 2010". Wyszukuję przenośny odtwarzacz cd. Włączam, patrzę na okładkę, utwór nr 1 The Go! Team "My World"...

Nagle podbiega do mnie moja nastoletnia córka.
- Tato - pyta - co to za krążek?
- To cd, kiedyś z czegoś takiego słuchało się muzyki - odpowiadam.
- Zabawne, ach te dawne technologie - uśmiecha się Zuza. - A co to w ogóle za pudło i zdjęcia? - dopytuje.
- Stare wspomnienia, jeszcze od czasów liceum i studiów. Opowiadałem Ci już kiedyś o tym, jak poznałem Waszą matkę?...



Posłuchaj: The Go! Team "My World"

sobota, 22 maja 2010

Numer 303 - Bike For Three "MC Space"

Na twarzy czuję ciepłe, czerwone, pulsujące światło reflektora, do nosa wdziera się ostry zapach Zegna Intenso, troszkę się krztuszę, znów za mocno się wypsikałem. Nasmarowane brylantyną włosy opadają lekko i smyrają mnie po karku. Czarna, idealnie skrojona marynarka dodaje mi pewności siebie, grafitowa koszulka polo z lśniącym napisem "MC SPACE" mocno przylega do umięśnionej klatki piersiowej. Biorę do ręki mikrofon, stawiam krok naprzód, od sceny aż po bar, umieszczony po drugiej stronie klubu, widzę tłumy ludzi. Za chwilę zaczynam. Wiem, że muszę im dać najlepszy show, jaki widzieli w swoim życiu. DJ zaczyna powoli nakręcać tempo, wchodzę, mój flow jest niesamowity, sam się sobie dziwię, że z taką lekkością przychodzi mi śpiewać o tym, jaki jestem zajebisty. Dziewczyny w pierwszym rzędzie piszczą, jakaś brunetka rzuca misia w moją stronę. Odrzucam go i trafiam ją w twarz. Dobrze jej tak, myślała, że jest na koncercie N'Sync czy co? Rozkręcam się na dobre, klawiszowe arpeggia śmigają mi w głowie, jestem u szczytu swoich możliwości, mam ochotę odrzucić mikrofon i wskoczyć w tłum. Sala się drze "MC Space, MC Space, MC Space"...

"Panie, wstawaj, zajezdnia" - słyszę. "Co, do cholery" - myślę, w głowie nadal słyszę skandujący moją sceniczną ksywkę tłum. "Zajezdnia, wysiadaj pan" w głowie świszczy jakiś obcy głos i ktoś szturcha mnie w ramię. Przecieram oczy, patrzę, pusty autobus, nade mną wąsaty kierowca. Zbieram torbę z siedzenia, wychodzę. Znowu przespałem swój przystanek.

Posłuchaj i obejrzyj: Bike For Three "MC Space"

czwartek, 20 maja 2010

Numer 304 - Nine Inch Nails "Closer"

Na początku dowcip: Pewnemu rolnikowi żona robiła niesamowicie dobre kanapki, kiedy szedł robić na pole. Kanapki ze świeżego chlebka, ze świeżutkim serkiem,wędlinką, sałatką i innymi bajerami. Rolnik pewnego razu poszedł robić w pole, kanapki zostawił na kamieniu jak zawsze... Po kilku godzinach pracy, zmęczony podchodzi do kamienia skonsumować kanapki...a tu ich nie ma! Następnego dnia żona znowu zrobiła mu pyszne, jak zawsze, kanapeczki, rolnik poszedł robić w pole, aby po kilku godzinach pracy zauważyć, że znowu mu ktoś zawinął kanapeczki! Wkurwił się rolnik i postanowił, że następnego dnia będzie patrzył zaczajony za drzewem, jak kto mu podwędza kanapki! Jak pomyślał - tak zrobił. Zaczaił się i patrzy - a tu wielki orzeł nadlatuje i porywa jego drugie śniadanie! Rolnik biegnie za nim. Biegnie, patrzy, że orzeł leci do lasu - rolnik za nim! Orzeł siada miedzy drzewami, odpakowuje kanapki, wyciąga z nich zawartość, wyrzuca wędlinę, ser, sałatę i inne dodatki, bierze dwie kromki chleba, przykłada sobie do piersi i masując swoją klatkę piersiową woła głośno: "O kurwa! Jaki ja jestem pojebany!

W videoklipie do "Closer", podobnie jak i w warstwie słownej Trent Reznor (lider NIN, dla przypomnienia) przekroczył większość możliwych granic, za którymi czai się już tylko ogień piekielny i wieczne potępienie. Małpka na krzyżu, świnski ryj obracający się wokół własnej osi, skóry, lateksy, sado-maso i refren o tym, że chce cię gzić jak zwierzątko gwarantowały dożywotni zakaz puszczania tego klipu na MTV w jego nieokrojonej wersji. Tymczasem "Closer" jest zdecydowanie głębsze niż się z pozoru wydaje i dotyka dość mrocznych sfer ludzkiego ego i libido.

Czy naprawdę? Bez względu na to, naprawdę niezły z ciebie - podobnie jak z orła z dowcipu - popierdol, jeśli rajcuje cię ten kawałek bądź klip.



Posłuchaj: Nine Inch Nails "Closer"

Numer 305 - The Beatles "Free As A Bird"

Nagle słyszę: "Kurwa, gdzie ta jebana smycz?!" i wiem już, że zaraz wyjdę na spacer. Całkiem spoko, bo już mi się chce, a i na dworze (ewentualnie na polu, jak mnie zabierają w okolice Krakowa) być lubię: świeże powietrze, suczki można pooglądać, w trawie się wytarzać, zjeść coś z ziemi, takie tam. W domu z reguły nadrabiam zaległości w śnie, zabawa ringiem bawiła mnie może do 4 roku życia, ale teraz robię to od wielkiego dzwonu i tylko po to, żeby ten nastoletni spaślak, co mnie czasem wyprowadza, trochę się poruszał. Żarcie jak żarcie, mięso gotowane, ewentualnie udko z piekarnika, a jak jest dobrze, to i wątróbki dostanę. Ogólnie lubię to mieszkanie, niby w domu byłoby lepiej, ale mojego kumpla przykuli do budy łańcuchem i rzucają mu tylko odpadki do miski, ja mam przy tym wersal. I wersalkę, bo w koszyku śpią chyba tylko frajerzy. Z towarzystwem jest też spoko, na dworze mam paru kumpli, ostatnio nawet był mały dym między nami, a dwoma kotami spod budki z piwem, ale niestety musieliśmy ostro spieprzać, bo do tamtych dwóch dołączyły się kolejne dwa i nie zanosiło się na naszą wygraną. Życie mija mi beztrosko, czasami współczuję mojej ludzkiej rodzinie, tyle stresów i do tego te podatki. Za mnie nie płacą, umówili się, że jak coś, to jestem od rodziny ze wsi.

Dziś szedłem wzdłuż cmentarza, jeden nagrobek przykuł moją uwagę. Zdjęcie czterdziestoparoletniego faceta, szatyna, całkiem przystojny, wesoły uśmiech. Nie wiem jak to możliwe, ale czuję podśierściowo, że bardzo dobrze go znam.


Posłuchaj: The Beatles "Free As A Bird"

środa, 19 maja 2010

Numer 306 - Everclear "Learning How To Smile"

Arta Alexakisa, lidera Everclear, lubię nie tylko za komponowanie na wskroś amerykańskich piosenek, przesyconych duchem dokonań Toma Pettyego, ani za charakterystyczną barwę głosu, ale przede wszystkim za teksty. Alexakis poza portretowaniem różnych zjawisk społecznych, penetrowaniem zakamarków własnej duszy i sarkastycznymi komentarzami do otaczającej nas rzeczywistości potrafi tworzyć niemal filmowe obrazy, historie mocno przeciętnych ludzi, czasem w jakimś stopniu rozbitków życiowych.

"Learning How To Smile" jest jedną z takich historii, opowiadanej w pierwszej osobie, o parze, która na przekór życiowym niepowodzeniom, trzyma się mocno razem, wspiera i stawia czoła temu, co ich spotyka. Te słodko-gorzkie opowieści Alexakisa zawsze mocno działały na moją wyobraźnię i w jakimś stopniu odnajdywałem siebie, czy raczej moje przekonania, w tym, o czym śpiewał. "Learning How To Smile" jest moją ulubioną. A to "baby, let's just run away" wyszeptane zaspanym głosem przez żone Alexakisa do tej pory przyprawia mnie o gęsią skórkę. Reasumując, "Learning How To Smile" przekazuje prostą prawdę - życie bywa paskudne i pełne wszechobecnego ciulstwa, ale to nigdy nie może powód, by się poddawać. I właśnie za te proste prawdy cenię Everclear.

Posłuchaj: Everclear "Learning How To Smile"

wtorek, 18 maja 2010

Numer 307 - Frightened Rabbit "Not Miserable"

"Not Miserable" nie kojarzy mi się - na całe szczęście - z żadnym wydarzeniem w moim życiu. Bo wbrew tytułowi to nie jest wesoła historia, ani melodia, która poprawi nam samopoczucie. "Not Miserable" to próba rozliczenia z demonami samotności, wyobcowania, poczucia zagubienia i braku sensu, wreszcie spojrzenie wstecz na nieudaną próbę samobójczą. Nie potrafię być wobec tej piosenki obojętnym. Mimo, że sytuacja w niej opisana kompletnie i - powtórzę - na całej szczęście mnie nie dotyczy. Ściska jednak za gardło i wyciska z oczu łzy. I pozwala jeszcze bardziej docenić, to co się ma.

Posłuchaj: Frightened Rabbit "Not Miserable"

poniedziałek, 17 maja 2010

Przerywnik - Muse "Undisclosed Desires"

Uwaga! Poniższy tekst nie jest regularnym wpisem blogowym, a jedynie przerywnikiem, pauzą, przypomnieniem, że nowy regularny wpis już wkrótce. Ten wpis nie jest regularnym wpisem to znaczy nie jest normalnym wpisem, a tylko takim wypełniaczem, podobnie jak piosenka. Bo piosenka też nie jest regularną piosenką z listy, a tylko pełni rolę zastępstwa. Jakkolwiek ją lubię, bo ma dobry bit, fajną melodię i buja. Ale nie jest ona niczym innym jak wypełniaczem. Podobnie jak ten wpis.

To tylko wypełniacz, ale posłuchać można: Przerywnik - Muse "Undisclosed Desires"

czwartek, 13 maja 2010

Numer 308 - Editors "Papillon"

Nie od zawsze lubiłem jeździć samochodem. Szczerze mówiąc, nie czułem się specjalnie komfortowo za kierownicą i raczej średnio podniecała mnie perspektywa przemierzania kolejnych kilometrów jakimkolwiek pojazdem i stres związany z przymusem odwiedzin w krainie rond, skrzyżowań i dróg, gdzie odsetek debili jest prawdopodobnie wyższy niż w każdym innym miejscu planety.

Lubiłem za to jeździć jako pasażer, męcząc kierowcę przygotowywanymi przeze mnie, na dłuższe trasy, składankami. Kwestia doboru muzyki w samochodzie jest dość delikatnym tematem, bo to, co podoba się nam, niekoniecznie zapewnia komfort jazdy kierowcy, a słuchanie w nocy mixu "Lullabies from all over the world" może się skończyć w rowie lub na drzewie.

Przyszedł jednak taki czas, że bariera niechęci do samochodu pękła, a z czasem bardzo polubiłem jeżdżenie i czerpię z tego sporą satysfakcję. No, może jazda po mieście w korkach i uważanie na wspomnianych debili są mniej przyjemne, ale bardziej wkurzają niż stresują. Przy okazji powraca odwieczne pytanie, czego słuchać za kierownicą. W sumie, wszystko zależy od warunków, w korku i "November Rain" Gunsów da radę, bo jadąc 5km/h dynamiczny utwór tylko by nas irytował. Ale już w trasie zupełnie odwrotnie.

"Papillon" to taki autostradowy kawałek, prosta droga, bez dziur (hahahahaha), delikatnie dociskamy pedał gazu (do 130km/h, nie więcej!) i przed siebie, wsłuchując się w głos Toma Smitha i zerżnięty z Eurythmics motyw klawiszowy. Włączę sobie to dziś w drodze do Zakopanego. O ile dziewczyna mi pozwoli.



Posłuchaj: Editors "Papillon"

Numer 309 - Does It Offend You,Yeah? "Being Bad Feels Pretty Good"

Z tym porannym wstawaniem to jest tak: jak wiem, że mam wstać, to za nic nie potrafię się zwlec, oszukuję czas, dociskam przycisk snooze na maksa i urywam kolejne poranne czynności z planu dnia, tylko po to, by ukraść dla siebie jeszcze trochę cennego snu. Potem z reguły zaliczam jeszcze pięć minut drzemki w wannie, ale jak tu nie spać, gdy cieplutka woda mile rozleniwia ciało. Że co? Że mógłbym prysznic i zimną wodę? Kaman, nie jestem masochistą.

Czasami w porannej walce z niedospaniem potrafi pomóc muzyka, a "Being Bad Feels Pretty Good" zalicza się do kategorii pobudzaczy doskonałych. Ten leniwy syntezatorowy wstęp to tylko taka zmyłka, nadzieja, że jeszcze chwilę pośpimy, potem zaczyna się jednak dziać coraz więcej, aż do finalnego refrenu (okolice 3 minuty, 40 sekundy) , gdzie następuje eksplozja - wybaczcie moją łacinę - przezajebistych motywów (ta linia wokalna, te chórki, ten rytm w tle...) i już nikt o spaniu nie myśli, zamiast tego tańcząc przed lustrem w łazience.

I z drugiej strony. Czemu, zwłaszcza wtedy, gdy nie musimy wstawać, to nasz zegar biologiczny funduje nam pobudkę, wcześniejszą nawet niż te w ciągu normalnego roboczego tygodnia? I na przykład piszemy posta o siódmej rano, bo nie potrafimy już zasnąć? Natura jest jednak złośliwa.


Posłuchaj: Does It Offend You,Yeah? "Being Bad Feels Pretty Good"

wtorek, 11 maja 2010

Numer 310 - Robbie Williams "She's Madonna"

Facet przyznający się do słuchania Robbiego Williamsa, to tak jak facet zabierający dziewczynę na randkę do McDonalda - obciach. Robbie, po opuszczeniu Take That, wchodził w wygodny strój agenta 008, wyśpiewującego nastrojowe postsinatrowe pieśni o millenium, romantyka swingującego w duecie z Nicole Kidman, kradł makeup Kiss, jeździł na bolidach i zdobywał listy przebojów jeżdżąc na koniu i wykrzykując Feel. I zawsze jego audytorium była głównie słaba (słaba??) płeć.

Videoklipem do "She's Madonna" mógł sobie strzelić w stopę. Wizerunek Robbiego transwestyty mógł być nie do przełknięcia. Ale pokazał, że facet ma odwagę zrobić coś nieszablonowego i ma do siebie dystans. I pozytywnie mnie zaskoczył. W dodatku historia Tanji Strecker, ex dziewczyny Guya Ritchie (późniejszego męża Madonny) naprawdę trzyma się kupy i jest różni się znacząco od innych historii miłosnych wyśpiewywanych przez Robbiego.

No i ten moment w klipie (poszerzonej wersji) kiedy Drag-Queen Robbie mówi: "I don't wanna claim that I'm special. But I'm a bit special. Do you know what I mean?" autentycznie wzbudził moją sympatię do tego pana. Czy następnym krokiem będzie randka z dziewczyną w McDonaldzie?




Posłuchaj: Robbie Williams "She's Madonna"

Numer 311 - Type O Negative "Green Man"

W kwietniowym morzu informacji skupiających się głównie na katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku przemknęła jedna krótka notka: Peter Steele, wokalista Type O Negative, zmarł na atak serca w wieku 48 lat.

Motyw śmierci powracał w twórczości Type O Negative bardzo często, mroczna aura roztaczała się przez cały czas tak nad muzyką jak i tekstami Steela. Steel potrafił jednak mówić o śmierci w niebanalny sposób i odbierałem go jako człowieka z zupełnie innej bajki niż masy umalowanych białą i czarną farbą kretynów, latających po mieście z odwróconymi krzyżami, krzyczącymi "śmierć" i "szatan" i targającymi Biblię. Mimo, że zdarzało mu się popełniać głupstwa i wygadywać bzdury.

Zdecydowana większość dyskografii TON, pokazuje, że Steel oprócz - jak mówią plotki - wielkiego penisa, miał również wielki talent. I cholernie wrażliwą duszę. A słowa "Green Man" z 1996 roku: "wiosna nie nadejdzie (...) zimowy oddech paskudnego śniegu, zamarznięte ścieżki ku nieznanemu, czy moje usta są już sine? życie dobiega końca (...) natura zatacza pełen krąg" w ustach Steela brzmią złowieszczo proroczo.

Posłuchaj: Type O Negative "Green Man"

poniedziałek, 10 maja 2010

Numer 312 - Delorean "Stay Close"

"Seasun" Delorean otwierał mojego bloga i jednocześnie listę moich 365 ulubionych utworów wszechczasów. Pozornie proste zadanie okazało się jednak trudniejsze niż zakładałem, w kwietniu postów było już zdecydowanie mniej niż w marcu, a potem nastąpiła kilkunastodniowa przerwa. Do teraz. Ten sam wykonawca, ale inny utwór rozpoczynają kolejny rozdział mojej listy.

O ile "Seasun" eksplorowało temat reminiscencji ubiegłoletnich wakacji, "Stay Close" nieśmiało wprasza się na ścieżkę dźwiękową lata nadchodzącego. Widzicie to? Bieganie po plaży w świetle popołudniowego słońca? Kąpiele w morzu? Muszle i kamyki wesoło kłujące stopy? Świderkowe lody z polewą? Kolorowe drinki z palemkami, piwo z sokiem... zaraz, zaraz, jedynym sokiem, jaki prawdziwy facet wlewa do piwa powinna być wódka...

Gdy w styczniu zaczynałem zamieszczać pierwsze wpisy nie spodziewałem szczególnego zainteresowania tym, co piszę i nieco wątpiłem, czy to ma jakiś sens. Teraz, gdy widzę jak wielu czytelników (7, słowem: siedem) zgromadziłem, wiem, że było warto.




Posłuchaj: Delorean "Stay Close"