czwartek, 20 maja 2010

Numer 305 - The Beatles "Free As A Bird"

Nagle słyszę: "Kurwa, gdzie ta jebana smycz?!" i wiem już, że zaraz wyjdę na spacer. Całkiem spoko, bo już mi się chce, a i na dworze (ewentualnie na polu, jak mnie zabierają w okolice Krakowa) być lubię: świeże powietrze, suczki można pooglądać, w trawie się wytarzać, zjeść coś z ziemi, takie tam. W domu z reguły nadrabiam zaległości w śnie, zabawa ringiem bawiła mnie może do 4 roku życia, ale teraz robię to od wielkiego dzwonu i tylko po to, żeby ten nastoletni spaślak, co mnie czasem wyprowadza, trochę się poruszał. Żarcie jak żarcie, mięso gotowane, ewentualnie udko z piekarnika, a jak jest dobrze, to i wątróbki dostanę. Ogólnie lubię to mieszkanie, niby w domu byłoby lepiej, ale mojego kumpla przykuli do budy łańcuchem i rzucają mu tylko odpadki do miski, ja mam przy tym wersal. I wersalkę, bo w koszyku śpią chyba tylko frajerzy. Z towarzystwem jest też spoko, na dworze mam paru kumpli, ostatnio nawet był mały dym między nami, a dwoma kotami spod budki z piwem, ale niestety musieliśmy ostro spieprzać, bo do tamtych dwóch dołączyły się kolejne dwa i nie zanosiło się na naszą wygraną. Życie mija mi beztrosko, czasami współczuję mojej ludzkiej rodzinie, tyle stresów i do tego te podatki. Za mnie nie płacą, umówili się, że jak coś, to jestem od rodziny ze wsi.

Dziś szedłem wzdłuż cmentarza, jeden nagrobek przykuł moją uwagę. Zdjęcie czterdziestoparoletniego faceta, szatyna, całkiem przystojny, wesoły uśmiech. Nie wiem jak to możliwe, ale czuję podśierściowo, że bardzo dobrze go znam.


Posłuchaj: The Beatles "Free As A Bird"

Brak komentarzy: