czwartek, 30 grudnia 2010

Koniec Roku - Regularna Lista Wraca w Styczniu

Rozkoszuję się ostatnimi dniami urlopu, przygotowuje się do mojego Rutsch ins Neue Jahr i słucham mojej ulubionej płyty z 2010 roku. Przed Wami "Safe Tomorrow".

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Przerywnik przedświąteczny

Zbliżają się święta, a co za tym idzie, mój długo wyczekiwany powrót do domu. W środę wsiądę na pokład samolotu Austrian Airlines i - mam nadzieję - dotrę do Polski szybko i bezpiecznie. I bez opóźnień. Ta świąteczna wyprawa może nieco zaburzyć cykl wypuszczania kolejnych postów, ale nie macie mi chyba tego za złe, prawda:)?

W ramach zadośćuczynienia przesyłam moją tegoroczną kolędę. A na pytanie czy święta na pewno były lepsze w latach 80' musicie odpowiedzieć sobie sami. Jeśli urodziliście się w latach 80' to pewnie i tak niewiele z tamtych świąt pamiętacie, bo ja akurat to nie pamiętam prawie nic. No, może jedynie mój pierwszy zestaw klocków lego (taki niebieski traktor). A i że z szynką były problemy. Życzę więc Wam wesołych, spokojnych Świąt bez problemów z szynką i bezpiecznej drogi do domu.

sobota, 18 grudnia 2010

Numer 227 - Husker Du "Love Is All Around"

Kolega (obcokrajowiec) zapytał wczoraj, jak zimno jest w Polsce i gdy dowiedział się, że to jakieś -20 może i -25 stopni odparł - no, tak, ale ty jesteś pewnie przyzwyczajony do niskich temperatur. Miałem ochotę odpowiedzieć, że jasne - zima to mój przyjaciel, do tego lubię kąpać się w przerębli, mam futro z lisa, którego mój tata upolował przed laty, a na święta uwielbiamy jeść smażone szyszki i igliwie z sosen.

Stereotypy. Uproszczony sposób myślenia, który sprawia, że postrzegamy kogoś nie takim, jakim jest, a takim, jakim wydaje nam się, że powinien być. Ten schemat myślenia można też przełożyć na inne zjawiska. Weźmy tytuł "Love Is All Around". Na bank przyjdzie nam do głowy tania pościelówa, a niejeden dopowie jeszcze Wet Wet Wet przypominając nam nazwę pewnej grupy i ich mdły hit sprzed lat. O gejach stereotypów narosło już tyle, że życia by nie starczyło, by je opisać. I choć orientacji seksualnej nie powinno łączyć się z muzyką (ani jakimkolwiek innym przejawem działalności, bo co ma piernik do wiatraka) to fakt, ze 2/3 składu Husker Du to geje, od razu narzuca myślenie o kolorowych apaszkach, zniewieściałym głosie i cukierkowych melodiach w stylu James Blunt, albo co gorsza Wham.

A tu zonk, bo od Husker Du do takiego Blunta dalej niż z mojej małej mieściny do Katowic (a to naprawdę daleko). "Love is All Around" to nie ich kawałek, ale noszący wszelkie cechy ich bardzo charakterystycznego stylu, w którym pop miesza się z punkiem i hardcore tworząc nową jakość na ówczesnej muzycznej scenie i inspirując masę artystów, z adorowanym przeze mnie Everclear włącznie.

A wracając do tamtego kolegi. Koniec końców odparłem jednak, że nie, jestem raczej ciepłolubny. I wybaczyłem mu w duchu. W końcu zakorzenione we mnie stereotypy na temat jego kraju, też już dawały o sobie znać.



czwartek, 16 grudnia 2010

Numer 228 - Kelley Polar "Entropy Reigns"

Rok 2010. Wszechświat równoległy. Wręczenie nagród Grammy za najgorszy utwór roku przypada tym razem nieocenionej na gruncie muzyki skrajnie debilnej grupie Black Eyed Peas za kawałek "The Time (dirty bit)".

Należała im się ta nagroda. Toporny songwriting (jeśli to jest songwriting), chamskie bity, prostackie aranże, fatalnie autotune'owane wokale. Nie ratują też sample z Dirty Dancing. Jeśli Black Eyed Peas chcieli uchwycić moment z życia, to im się wyjątkowo nie udało. Ich próby tworzenia muzyki (bo to przecież nie może być muzyka), przyrównałbym do moich ówczesnych prób tworzenia obrazów. Co bym nie robił, jakbym się nie starał, to ze "Słoneczników" Van Gogha zawsze wyjdą mi bazie, no, co najwyżej mlecze.

W tym samym wszechświecie nagrodzono by Kelley Polara, któremu jak mało komu wcześniej udało się - tak muzycznie jak i lirycznie - oddać intymność sytuacji na linii ona-on przedstawiając zaprawioną nutą goryczy i smutku alternatywną wizję Dirty Dancing przeniesionego do współczesnego klubu, gdzie tańczy się bardziej osobno niż razem. I gdzie on i ona nie wyjdą za ręce i nie będą żyć happily ever after.

A kolejny świat równoległy byłby jeszcze bliżej ideału: tam Black Eyed Peas po prostu by nie istnieli.



środa, 15 grudnia 2010

Numer 229 - Paul McCartney "Hope Of Deliverance"

Musiałem być małym kajtkiem, tak z 9 lat to miałem max, kiedy przysłuchiwałem się z uwagą piosence, którą na gitarze wygrywał jeden z uczniów mojej mamy. To był szkolny wyjazd na tak zwane "pieczonki", a ja byłem zauroczony zarówno obecnością dorosłych ludzi (no, ba, 14 lat to na karku mieli) i melodią, której pochodzenia nie poznałem przez kolejne kilka dobrych lat.

Czasem tak jest. Słyszysz piosenkę w radio, albo przy okazji robienia zakupów, albo w całkowicie zaskakujących okolicznościach jak w restauracyjnej toalecie i potem Cię nosi, bo melodia Ci wpadła w ucho, a Ty za Chiny Ludowe nie wiesz, kto to gra. Teraz dowiedzieć się jest jednak prościej, jak zapamiętasz linijkę tekstu, to Google prawdę Ci powie.

Kiedyś, jak jeszcze internetu nie było (albo i był, ale nie u nas i nie na taką skalę), to jedyne co można było zrobić to czekać. Ja na odkrycie autora melodii zasłyszanej przy ognisku czekałem jakieś 7 lat. W końcu złapałem ją na MTV. Lasy, knieje, hipisowska atmosfera, gitara akustyczna, marakasy, hope of deliverance, Paul McCartney. Doczekałem się. Z drugiej strony mogłem to wiedzieć o wiele wcześniej. Nie potrzebowałem do tego internetu, Google i nadsłuchiwania kolejnych stacji radiowych. Jak? Odpowiedź jest banalna: wystarczyło wtedy po prostu zapytać.



piątek, 10 grudnia 2010

Numer 230 - Sisters Of Mercy "Dominion"

Klip do "Dominion" chcąc nie chcąc przywołuje wspomnienie trylogii o Indiana Jonesie (a właściwie o trzeciej części cyklu, tej o Grallu) i przede wszystkim moje dziecięce marzenie z kategorii "kim zostanę jak będę dorosły".

Nie, nie chciałem być strażakiem, ani milicjantem. Zaimponował mi Indiana Jones, a pod jego wpływem pomarzyłem o byciu archeologiem. Z tym, że bardziej niż grzebanie w kościach dinozaurów czy rozkopywanie ziemi interesowała mnie przygoda, dreszcz emocji, piękne kobiety to chyba jeszcze wtedy nie. Ale z takiego rewolweru to bym sobie już postrzelał.

Jak każde dziecko miałem także skłonności do prostych, chwytliwych melodii. A nie nosiła i nie nosi Ziemia, planeta nasza, ludzi, którzy nie podrygiwaliby na dźwięk mocarnego bitu, głęboko zarysowanego basu, syntezatorowej melodii i - rzeczy tak bliskiej naszej słowiańskiej duszy - chóralnego refrenu, a jak się jeszcze saksofon doda - idealny patent na przebój. Andrew Eldritch miał do tego wypasione okulary, w odwodzie swój automat perkusyjny - Dr. Avalanche. I last but not least - Patricię Morrison, która wszem i wobec roztaczała swój demoniczny urok.

Minęły lata, a ja archeologiem koniec końców nie zostałem, choć prawie wybrałem się kiedyś na wykopaliska w rejonie starego cmentarza niemieckiego na Opolszczyźnie. Do wyprawy jednak nie dołączyłem, moja przygoda rozpoczynała się w zupełnie innym miejscu świata i z archeologią nie miała mieć już wiele wspólnego. Ale to już kolejna, inna historia.



środa, 8 grudnia 2010

Numer 231 - Guns'n'Roses "Sweet Child Of Mine"

Zdobywanie serca kobiet. Sposób 1 - "Na Nothing Else Matters": bierzesz gitarę i prawą rękę lokujesz przy trzech dolnych strunach, lewą nigdzie gryfu dociskać nie musisz, banał. Zaczynasz trącać struny od trzeciej od dołu ku tej najniżej położonej i potem z powrotem do góry. Uwaga dziewcząt skupia się na tobie, uśmiechasz się zawadiacko brzdąkając dalej, po chwili któraś z nich mówi - ale ty ładnie grasz. Powoli zaczynacie rozmowę, przerywasz subtelnie grę i nikt nigdy nie odkrywa twojej tajemnicy, że z całego Nothing Else Matters znasz tylko wstęp.

Zdobywanie serca kobiet. Sposób 2 - "Na Sweet Child of Mine": przy "Sweet Child of Mine" jest już nieco trudniej. Wymaga też małej praktyki przed. I pewnego elementu stroju - bandana na głowę obowiązkowa. Możesz nawet ponucić pod nosem "o o o, sweet child of mine". Ale efekt może być kilka razy lepszy. W końcu w Axl'u Rose kochało się sporo dziewczyn z mojej podstawówki. A chłopcy wzdychali do riffów Slasha. A może i do samego Slasha, tego nie wiem na pewno.

Dla mnie Guns'n'Roses z tym skrzekliwym śpiewem Rose był momentami nie do zniesienia. Doceniłem jednak wagę i znaczenie "Sweet Child Of Mine". W końcu na wyjazdach szkolnych każdy sposób na zauroczenie koleżanek z klasy był na wagę złota.



poniedziałek, 6 grudnia 2010

Numer 232 - Animal Collective "Winter Wonder Land"

Wsi spokojna, wsi wesoła. Pamiętam z dziecięcych lat, jak się jeździło na ferie letnie i zimowe do rodziny mieszkającej na wsi w Beskidzie Żywieckim.

Chodziło się z wujkiem do kurnika świeże jaja kurom podbierać, bawiło się z kotem na podwórku i z uwagą obserwowało padalca, co się na kłodzie drewna opalał. Chodziło się też do świń wszelakich, do prosiaków, co je maciora karmiła. A i warchlaka w lesie przyuważyć można było, jak kto uważny był. A i do krowy się czasem zajrzało, coby zobaczyć jak mleko nam na śniadanie oddaje. I króliki, co jeden potem w garnku wylądował, biedny. I wreszcie te straszne gęsi, co tylko by dziecko czy dorosłego w łydkę upieprzyć chciały.

Wystarczyło jednak by nadeszła pewna zimowa noc, co już blisko Wigilii była... obudziły mnie jakieś niepokojące głosy w stodole, jakaś muzyka, ze wsi, ale z jakieś takiej dziwnej wsi w wymiarze co najmniej równoległym. Wychodzę na podwórko i cóż ja widzę, kot na drumli pobrządkuje, a ze stodoły feria świateł skrzy i bateria instrumentów perkusyjnych niebo atakuje, podchodzę a tam prosiaki z warchlakami tańczą na klepisku, gęsi z kurami wystukują rytm, kozy meczą, krowa wyje, a pies... dałbym sobie rękę uciąć, że miał w ręku banjo. Stoję jak wryty, a te zwierzaki wszystkie bawią się w najlepsze. I chyba maciora pod nosem "Polskę trzeba zlepperować..." nuciła. Potem zemdlałem.



niedziela, 5 grudnia 2010

Numer 233 - Brodka "K.O."

Jednym z największych - subiektywnie oceniając - dokonań XXI wieku so far jest zmiana w postrzeganiu i słuchaniu muzyki. Kiedyś przyznawanie się do słuchania mainstreamowego popu narażało na ostracyzm, a łączenie sympatii do Depeche Mode i trash metalu ryzykowało otrzymaniem tak zwanego "wpierdalu" ze strony fanów tego drugiego. Nie mówiąc o kuriozach w stylu - podaj skład i dyskografię Metalliki albo skroimy Ci koszulkę.

XXI wiek przyniósł znaczną redukcję muzycznych guilty pleasures, bo teraz nie wstyd, a wręcz wypada słuchać wielu, często skrajnie różnych, rzeczy. Może zjawisko z ubiegłego wieku nie znikło całkowicie, ale zmiana jest zauważalna. I tak, nikt już się nie dziwi, gdy w moim IPodzie tuż obok Dillinger Escape Plan znajdzie taką Brodkę.

Na tym Ipodzie będzie i bajkowe, trochę pretensjonalne "K.O." i parę innych utworów z nowego albumu wokalistki. Na wszelki wypadek wkuwam na pamięć skład zespołu Brodki i jej dyskografię. Kto wie, czy jej szalikowcy nie czyhają za rogiem.



piątek, 3 grudnia 2010

Numer 234 - Motion City Soundtrack "Time Turned Fragile"

W ostatnich dniach wszyscy brną w zaspach próbując dotrzeć z pracy do domu, brnę i ja. U mnie droga przebiega jednak prościej, 2 kilometry, około 20 minut na nogach jak się ślamazarzę, a góra 15 minut szybkim krokiem wykorzystując skrót. Z uwagi na śliską nawierzchnię opcja 20 minutowa jest bezpieczniejsza. I gdy tak wracam wieczorem z pracy w otoczeniu migoczących świateł latarni i pobłyskującego wokół śniegu nie mogę poddać się nastrojowi nostalgii. "Time Turned Fragile" ten nastrój jeszcze bardziej podkręca.

Nie ma się co dziwić, Justin Pierre spreparował historię z gatunku tych smutnych, monolog ojca wspominającego swojego syna. Sam temat nie jest odkrywczy, ale biorąc pod uwagę styl pod jaki Motion City Soundtrack są podpinani - pop punk - jest to jakimś, pozytywnym zresztą, zaskoczeniem. W końcu w powszechnym pojęciu pop punk to teksty o bzdurach przy akompaniamencie wtórnych do bólu melodii, a wydanie podręcznika "Nauka gry pop punku w weekend" zdaje się być kwestią czasu. Ponadto Pierre posiadł może nie wyjątkową, ale zacną zdolność do przekuwania swoich obserwacji i doświadczeń w frapujące liryki. Muzyka jakby trochę kwestionuje melancholijny wydźwięk tekstu, ale działa jedynie na korzyść całości.

Więc tam dreptam i dreptam w tym śniegu, kolejne płatki spadają mi na włosy (muszę kupić czapkę) i repeatuje "Time Turned Fragile" po raz czwarty. Jestem prawie w domu, repeat numer pięć i ponownie słyszę - "tiny hands, recycled cans, the metal bands I could not stand". Uśmiecham się pod nosem, z tymi the metal bands w przypadku mnie i mojego taty jest dokładnie odwrotnie.