poniedziałek, 17 stycznia 2011

Numer 219 - Kate Bush "Cloudbusting"

Dzisiejszy poniedziałek to ponoć najsmutniejszy dzień w roku. Portale internetowe pękają więc od porad jak poprawić sobie nastrój. Tyle, że po co? Czy nie warto raz na jakiś czas, pobyć jednak trochę smutnym?

Umówmy się, nie chodzi tu o słuchanie muzyki mrocznej i depresyjnej, nie mam też na myśli smutku zdefiniowanego w Wikipedii jako "negatywny stan emocjonalny, charakteryzujący się poczuciem krzywdy, cierpienia i furii". Smutek potrafi być czasem dobry, zwłaszcza, gdy skłania nas do (auto)refleksji i pozwala zwolnić, często wykraczające ponad normę, tempo życia.

"Cloudbusting" odbieram, trochę wbrew jego oryginalnemu przesłaniu, jako muzyczny odpowiednik smutku, nostalgii i refleksji. Jest w muzyce Kate Bush coś na tyle odrealnionego i baśniowego, co nie pozwala sprowadzać jej wielkości do barwy głosu, techniki wokalnej czy wykorzystania szerokiego instrumentarium i bogatych aranżacji. Myślę, że Kate po prostu, jak mało kto, potrafiła świetnie opisywać muzyką ludzkie stany emocjonalne.

Oczywiście, powyższa teoria może jawić się mocno naciąganą. W końcu, de facto każdy artysta wyraża emocje poprzez swoją muzykę. W najsmutniejszym dniu roku to Kate Bush robi to jednak najlepiej, przynajmniej dla mnie. I paradoksalnie, jej maszyna z wideoklipu nie stwarza chmur. Ona je przepędza.



Brak komentarzy: