niedziela, 17 lutego 2013

Numer 123 - Summer Camp "Better Off Without You"

Walentynki minęły, a co za tym idzie słodziutkie pluszowe misie dostają bezceremonialnie metkę "50% taniej" na dupsko i trafiają do kosza stojącego gdzieś przy wejściu do marketu. Opadają romantyczne nastroje, tradycyjne radio chyba już tak nie męczy "Every Breath You Take" czy innych szlagierów, bez których Święto Zakochanych nie może się obejść, tak jak Święta Bożego Narodzenia już nigdy nie będą mogły istnieć bez "Kevina Samego W Domu".

Rozwój internetu wzmocnił stanowczo głos ludzi, którym z Walentynkami nie po drodze. Stąd na Facebooku, obok dzielenia się cytatami z Coehlo, objawia się niemało antywalentynkowych nastrojów czy to w postaci klipów tak kiczowatych w swoim romantyzmie, że aż śmiesznych - wrzucanych dla tak zwanej beki albo piosenek niby bardziej serio, w poetyce "love stinks", albo tych głębokich starających się zracjonalizować ten stan, kiedy siedzimy sami w domu grając w Dead Space 3, kiedy nasz kolega siedzi na randce z koleżanką, która nam wpadła w oko. On/ona odszedł/odeszła, sztylet przebija serce, mrok ogarnia nasz pokój - to już najgłębszy level antywalentykowości - sięgamy po grube działa i wrzucamy na ścianę Nine Inch Nails. Dodatkowo zdjęcie podrasowane instagramem, na którym pijemy sok porzeczkowy z kieliszka do wina, udając, że to krew. I kto wie, czy antywalentynkowy biznes nie zaczynie wkrótce przynosić większych profitów niż mityczne pluszowe misie.

Mój tegoroczny 14. lutego obejmował kwiatki i romantyczną kolację (plus gumowa kaczka dla córki - była zachwycona), ale potem temat jakoś tak zszedł na nasze licealne lata i powspominaliśmy z żoną te młodzieńcze dramaty, o których dzisiaj myśli się ze sympatycznym sentymentem. I jeśli istnieje piosenka, która mogłaby oddać hołd tamtym czasom, ale na luzie, nie wrzucając przy tym tematu nieszczęśliwej miłości w jakieś strasznie ponure obszary, to "Better Off Without You" nadaje się do tego znakomicie.




Brak komentarzy: