czwartek, 7 kwietnia 2011

Numer 191 - Orgy "Platinum"

Oglądając klip do "Opticon" nie sposób oprzeć się wrażeniu, że oto objawiają nam się wyżyny autolansu i najobleśniejsza postać syntetycznego macho-rocka epatującego obleśnie odzianą w lateksy i upieprzoną eyelinerami seksualnością. Muzycznie też nie ma czego szukać, bo prosta motoryka i szczątkowa melodia prowadzona pojedynczymi, rozmytymi gitarowymi riffami stanowią świetny argument przeciw i tak cholernie niewiarygodnej tezie o wyższości rocka nad muzyką pop.

Nie planowałem wrócić do Orgy na blogu. Przypomniała mi się wprawdzie mało oryginalna anegdotka o szukaniu ich piosenek w kazaa czy napsterze i otrzymywaniu wyników, które z muzyką miały mało wspólnego. W tle błyskała też myśl o brzydkiej okładce drugiej płyty i wspomnianym wyżej tandetnym klipie do "Opticon", przy którym swego czasu lubiłem jednak pojoggingować. Nic wartego wspomnienia, ale potem wpadła mi w ręce kaseta z nagranym "Platinum".

Od początku czuć, że sprawa ma się lepiej z "Platinum" niż z "Opticonem". Nieco bardziej rozbudowany rytm skąpany w ponownie bezkształtnych, rozprowadzanych nierównomiernie partiach gitar i wprowadzającym kameralną, senną balladowość wokalu, jednak utwór traci na sile wyrazu mniej więcej od 2:15 minuty przerzucając do rozczarowującego outro pokraczny mostek. Mniejsza o ten nieudany fragment. To, co uderzyło mnie najbardziej po latach, to jak mocno "Platinum" przywołuje obrazy, te wszystkie wczesnolicealne małe apokalipsy rozgrywające się w scenerii pre- i postindustrialnego Górnego Śląska, miejsc, które w wielu przypadkach zniknęły już pod ciężarem galerii handlowych, parków wodnych czy parkingów, a które do życia przywraca już tylko ta muzyka i kilka zdjęć, które zrobiłem moim starym Zenitem.





Brak komentarzy: