środa, 30 marca 2011

Numer 194 - Gang Gang Dance "First Communion"

Bunga bunga - wiadomo, wszyscy piętnują, ale jakby kto dostał wejściówkę to do kosza by nie wyrzucił. W ciągle rześkim potoku kolejnych plot i skandali umyka pytanie o podkład dźwiękowy tych wyuzdanych melanży. Może ściągnęli Drupiego z San Remo? Czy o oprawę części sado-maso zadbał Rammstein? Bo to, że imprezę otwarło pytanie - po ile ta ryba? - pewnego gościa z Niemiec to już tajemnica poliszynela. Bunga, bunga czyli musi być też taniec. Pamiętam, jak kiedyś dość regularnie chodziliśmy ze znajomymi do krakowskiego klubu Shisha - drogiego jak cholera, ale taniec brzucha gratis, a po pokazach wspólne tańce egipskiego wodzireja i gości klubu, i to w czasach zanim Polacy tłumnie ruszyli nad Morze Czerwone. Słuchając "First Communion" nie mogę oprzeć się myśli, że to byłoby świetne uzupełnienie tych bunga bunga szaleństw, kusząca gwarancja dzikiej zabawy podlanej tonącą w oparach aromatyzowanego tytoniu melodią i nieposkromionymi, plemiennymi rytmami. I jeśli kiedykolwiek dostanę z Włoch zaproszenie, do walizki obok pluszowych kajdanek wrzucę sobie cd z tym właśnie utworem.



Brak komentarzy: